piątek, 21 grudnia 2012

Epilog + podziękowanie

-Oskarżona Veronica Macey zostaje skazana na 15 lat pozbawienia wolności za porwanie i więzienie pokrzywdzonej Nadine Wilson. Jej wspólnik i współsprawca - Nathan Macey zostaje skazany na 10 lat pozbawienia wolności, okolicznością łagodzącą jest to, że został zmuszony do przestępstwa przez oskarżoną.  - głos sędzi rozniósł się echem po całej sali.
 Pamiętacie moje porwanie? Veronica, ta psycho-fanka, która porwała mnie po to, aby Harry się do niej zbliżył (nie wiem, jakim sposobem to wymyśliła). No, więc to dziś jest sprawa o to uprowadzenie i więzienie mnie.  JA nie złożyłam tego pozwu, lecz taki obowiązek miała policja. Mogłam złożyć wniosek za trwały uszczerbek na zdrowiu, ale w pewnym sensie to, co się stało nie było dla mnie krzywdzące (pod względem bólu psychicznego), ponieważ podbudowało moją miłość z Harry'm. To prawda- wiele cierpiałam z powodu rozłąki z nim, choć go nie pamiętałam. Podświadomie, gdzieś tam w środku, wiedziałam,  że ktoś na mnie czeka. Ktoś, kto mnie kocha. I choć wiele razy próbowałam się poddać, nadal walczyłam.
 No i wywalczyłam. MY wywalczyliśmy.
Ja nadal kuleję, choć od tego wypadku minęły dwa miesiące. Ale i tak zrobiłam wielkie postępy przez to, że mam rehabilitacje. A, jak się okazało moją rehabilitantką jest Lexi(!), więc nie sprawiały one tyle trudu. Oczywiście w większości spraw (mimo mojego potwierdzenia, że sama sobie poradzę) pomaga mi Harry.
Spojrzałam na niego siedzącego obok mnie i trzymającego mnie za rękę. On, jakby instynktownie poczuł, że na niego patrzę i odwzajemnił spojrzenie oraz ścisnął moją dłoń.
-Już niedługo koniec. Zaraz wyjdziemy i będzie po wszystkim. Już nie będziesz musiała się nikogo bać. - szepnął mi do ucha.
Ale ja nie bałam się o siebie! To o ciebie się bałam! O nas! - chciałam wykrzyknąć, ale właśnie w tym momencie sędzia ogłosił koniec sprawy.
Wyszliśmy z sali na korytarz, gdzie czekali nasi przyjaciele. Danielle z Liam'em, Zayn z Annie, Lou z Ellie oraz Niall z Lexi (tak! Oni są razem!).
-I co? Jak poszło? Jest winna? - zasypywali nas pytaniami.
-Poszło w porządku, bo ta Veronica - Harry wymawiając ostatnie słowo skrzywił się, jakby poczuł coś nieprzyjemnego - przyznała się do winy. Dostała 15 lat, a ten jej współsprawca Nathan, czy jak mu tam, trochę się wykręcał, ale tak go zagadali, że w końcu wszystko powiedział i został skazany na 10 lat.
-No to sporo. Ale należało się im. Już nikomu nie pozwolimy nam ciebie zabrać. - Ellie zrobiła zatroskaną minę i mnie przytuliła.
 -Dobrze przynajmniej, że nie pamiętasz tego co robiła. To byłoby straszne. - dołączyła się do uścisku An.
Właśnie, moja pamięć. Nie odzyskałam jej, ale gdy widzę coś znajomego z czasu, którego nie pamiętam, mam jakieś deja-vu. Ale jakoś specjalnie nie biegam byle popadnie i tak dalej, żebym ją odzyskała. Nie zależy mi na niej, żyję teraźniejszością.
-Zbiorowe tulenie?! Huraaa! - wydarł się Louis i razem z resztą rzucili się na naszą trójkę.
-Dusicie! - próbowałam wykrzyknąć, ale wyszedł z tego tylko szept, bo nie miałam w płucach zbyt dużo powietrza.
Po chwili się ode mnie odkleili, bo Niall zaczął marudzić, że jest głodny, więc poszliśmy do Nando's.
Spędziliśmy tam 2-3 godziny, aż zrobiło się ciemno. Jedliśmy, rozmawialiśmy i  wygłupialiśmy się. Zamykali już restaurację, więc musieliśmy wyjść. Chłopcy wraz ze swoimi dziewczynami poszli do domu, a ja z Hazzą postanowiliśmy się przejść.
Szliśmy bez słów, lecz ta cisza nie była krępująca. Wsłuchiwałam się w oddechy i bicie serca Harry'ego. Doszliśmy do parku i skierowaliśmy się na ławeczkę.
-Harry? - wyszeptałam.
-Tak?
-Co tutaj się stało? - zapytałam.
-Znowu masz deja-vu? - kiwnęłam głową. - Często chodziliśmy tu na spacery.
-Mhm... Choć tego nie pamiętam, to czasami mam ochotę wrócić do tych czasów. Mogłam poruszać się normalnie, nie byłam kaleką. - westchnęłam i oparłam się o niego.
-Skarbie, pamiętasz co mówiłem? Dla mnie zawsze będziesz idealna. Najwspanialsza, najpiękniejsza. - wyszeptał mi we włosy.
-Zawsze? - droczyłam się z nim.
-Na wieki.

----------------------------------------------------------------

No więc, skarby to koniec. Historia Nadine i Harry'ego zamknięta. Już nie będziecie musieli wyczekiwać na kolejne rozdziały, stresować się czy Naddie sobie wszystko przypomni, czy wrócą do siebie z Hazzą. 
  Ja chciałabym Wam z całego serducha podziękować za to, że byliście ze mną od kwietnia (jejku, ile czasu minęło od kiedy zaczęłam pisać ;o ) aż do teraz. Wytrwaliście wszystkie przerwy, kiedy nie miałam weny lub dostępu do napisania kolejnego rozdziału. 
Wiele razy w moich oczach kręciła się łza, kiedy czytałam Wasze komentarze o tym, że mam talent, bo w siebie nie wierzyłam. A jednak coś stworzyłam. I tworzyć będę ZAWSZE. Nie wiem czy będą to typowe fanfic'i czy inne opowiadania. Nie wiem, czy będę to publikować. Ale historię Nad i Harry'ego zapamiętam na zawsze. 
Pragnę Wam podziękować za to, że pozwoliliście mi w siebie uwierzyć.

Mam pomysł, na kolejne opowiadanie o One Direction. Pomysłów u mnie masa, więc muszę sobie to wszystko najpierw uporządkować w głowie, a dopiero potem przelać to na papier (w tym wypadku na klawiaturę komputera ;> ).
  Jeśli chcecie utrzymać ze mną jakiś kontakt, to możecie napisać na facebook'a lub twitter'a :)
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE! ♥

/Victoria. 

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział XXIX - ostatni.

  Harry zrobił oczy, jak pięciozłotówki.
-To... To ty nie spałaś? Słyszałaś wszystko co mówiłem?
Nie wiedziałam co mówić, więc wyszeptałam tylko krótkie "tak".
-Nie wierzę! Ja chyba śnię. Żartujesz, prawda? - zszedł z fotela i podszedł bliżej mnie, klękając na podłodze przy łóżku. - Ty i tak pewnie nic nie pamiętasz, więc co mamy zaczynać?
-Sam powiedziałeś. Już ci nie zależy na mojej pamięci, czy raczej jej braku. - chciał coś odpowiedzieć, ale nie dałam mu szansy dojścia do głosu. - Mi trudno bez kawałka duszy, ale nasza... - chciałam powiedzieć "miłość", ale podświadomie bałam się, jak on zareaguje. - nasze uczucie, ono to naprawi. Wierzysz?
-Ja... Sam nie wiem.
I właśnie to było to. To dziwne uczucie.
Odrzucenie.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że oczy zaszły mi łzami, próbującymi uwolnić się poprzez spłynięcie po moich policzkach.
-Nadine, nie płacz. - odezwał się, nieśmiało dotykając mojego polika, w momencie gdy spłynęła po nim pojedyncza łza. - Pozwól mi się wytłumaczyć. Powiedziałem, że nie wiem, bo sam cię kochałem i kochać będę, ale nie jestem pewien TWOICH uczuć. - z każdym jego słowem zbierała się we mnie tajemnicza siła dodająca mi odwagi. - Przez ten wypadek, ty wszystko o mnie zapomn...
Nie dokończył, bo "zatkałam" mu wargi swoimi całując go.
  Poczułam dawne bezpieczeństwo i przede wszystkim wielką ulgę, gdy najpierw delikatnie i nieśmiało go całowałam. Potem, gdy oddał pocałunek, przerodził się on w bardziej namiętny i gorętszy.
 Naparłam na jego usta z wielką siłą wylewając w niego swoją złość z powodu zaniku pamięci, ulgę, że znowu czuję jego zapach, dotyk i dłonie wędrujące po moich rękach, ramionach i plecach. Radość, bo czułam dawniej znane mi usta.
Oderwałam się na chwilę, by wziąć oddech, a bąbelki tlenu usadowione na moim języku uformowały się w jedno zdanie:
-Tak bardzo mi ciebie brakowało.
Tym razem to on pierwszy mnie subtelnie pocałował, ale zanim zdążyłam go odwzajemnić, przerwał mówiąc:
-Nie rozmawiajmy o przeszłości. Jesteśmy tu i teraz. Tylko my.
  Przybliżyłam swoją twarz do jego, lecz właśnie w tym momencie z mojego brzucha rozległo się burczenie.
-Ugh. Teraz? - spojrzałam się na dół próbując nawiązać kontakt z moim żołądkiem czemu towarzyszył gromki śmiech Styles'a.
-Zejdźmy na dół, tam na pewno coś zjemy, żeby zaspokoić potworka. - posłał mi swój olśniewający uśmiech.
-Dobrze, ale najpierw się przebiorę. - spojrzałam na swój T-shirt i poczułam kolejne dziwne uczucie, ale tym razem inne.
Podeszłam do lustra. Nie zwracałam uwagi na swoje poplątane włosy, bladą twarz i gołe nogi. Moją uwagę przykuła tylko niebieska bluzka ze SpongeBob'em.
Moje zaintrygowanie zauważył Loczasty.
-Coś się stało? - spytał stając za mną i przyglądając się naszemu (naszemu! Ah, jak to wspaniale brzmi!) odbiciu w lustrze.
-Ta bluzka... - wyszeptałam. - Mam jakieś déjà-vu. Jakbym już ją kiedyś widziała. Tylko nie wiem kiedy i gdzie...
-Użyłaś jej jako piżamy, kiedy pierwszy raz tu nocowałaś.
Zdziwiłam się i wytrzeszczyłam oczy.
-To my kiedyś coś ten?
-Nie, nie. - podniósł ręce w obronnym geście.
-To dobrze. Ale później mi o tym opowiesz, bo teraz chcę coś zjeść. - uśmiechnęłam się do niego i jeszcze raz przyjrzałam się dokładniej nam w lustrze. Nie umiałam ukrywać emocji, więc Harry znów coś wyczuł.
-Co jest? - zapytał.
-Nic... Po prostu dziwnie razem wyglądamy. Ty- jak jakiś grecki bóg, a ja- szara mysz. Blada, rozczochrana, te wory pod oczami i popękane usta!
-Dla mnie zawsze jesteś i będziesz idealna. - objął mnie w pasie, obrócił i pocałował mnie w czoło.
-Nawet wtedy, gdy będę stara i pomarszczona? - zapytałam patrząc mu w oczy.
-Nawet wtedy. - wyszeptał w moje usta całując mnie i szepcząc ciągle "Kocham cię".
Tak, a też go kocham. Bezgranicznie.

------------------------------------------------------

A więc, macie zakończoną historię Nadine i Harry'ego.
Pozostał jeszcze epilog, który dodam jutro lub pojutrze, obiecuję! :)
Nie będę się teraz rozpisywać w podziękowaniach, pojawią się przy epilogu.

JEŚLI TO CZYTASZ, A NIE CHCE CI SIĘ KOMENTOWAĆ, ZAZNASZ CHOĆ POD SPODEM CO SĄDZISZ O ROZDZIALE ;)
/Victoria xx

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział XXVIII

{Nadine}
  Żyję?
Taak, możecie mnie teraz wyśmiać, ale dla mnie było to naprawdę trudne pytanie. Towarzyszyło mi dziwne uczucie lekkości, takie nadnaturalne.
Umarłam?
Ale... Słyszę jakieś stłumione głosy. Czyli, że żyję?
Nie, nie. Byłam pewna, że wczoraj (a nie kilka dni lub lat temu?) widziałam jakiegoś anioła.
Nie "jakiegoś", ale CUDOWNEGO anioła!
Jak wyglądał? Pamiętam tylko hipnotyzująco zielone oczy i burzę ciemnych loków. Oraz wspaniały, zachrypnięty uwodzący głos.
Albo umarłam albo mam schizofrenię i halucynacje.
Moje rozmyślania przerwała dochodząca nie wiem skąd rozmowa.
-Powtarzam wam po raz kolejny: nie śledziłem jej, przecież wyszedłem wcześniej! Myślałem, że została z wami. Więc, tak jak co wieczór... - napawałam się rozpoznanym anielskim głosem nie dając po sobie poznać, że się obudziłam, lecz przerwał mu inny.
-Co wieczór wychodzisz tylko po to, żeby pospacerować?
-Uff... Myśleliśmy, że się upijasz w cztery dupy albo masz jakąś laskę! - kolejny głos, który zakłócał mi wsłuchiwanie się w Mojego Anioła. Ghr.
-Dajcie mu skończyć! - odezwał się kolejny, też znajomy głos z mocnym brytyjskim akcentem, który zachował się w mojej (i tak już wybrakowanej) pamięci.
-No więc, jak co wieczór wyszedłem na świeże powietrze, nieumyślnie kierując się w stronę tego strumyku. - kontynuował Mój Anioł. - Zobaczyłem jakąś postać chwiejącą się stojąc na kamieniu. Już z daleka było widać, że ten ktoś był strasznie pijany. Jak się potem okazało, była to Nadine. - chłopak nadal opowiadał co działo się wczorajszej nocy, a ja bez uwagi CO mówi, tylko słuchałam Jego głosu. Nie zwracałam uwagi na poszczególne wyrazy, po prostu słuchałam.
Mówił o jakiejś Nadine... Skądś kojarzyłam to imię...
Boże Święty! Przecież JA tak miałam na imię!
Serio, chyba naprawdę stało mi się coś z głową.
Nie mogłam skupić się na rozumnym myśleniu, bo dochodziły do mnie kolejne strzępki rozmów.
-... już śpi?
-Koło jedenastu godzin - teraz odezwała się jakaś dziewczyna, której głos także pamiętałam.
-Powinna już wytrzeźwieć - to ja piłam? - Możemy ją obudzić.
-Nie. - teraz znowu Anioł. - Wątpię, żeby była całkowicie trzeźwa. Tych butelek było mnóstwo. Wierz mi, nawet JA nigdy tyle nie wypiłem. Bynajmniej nie przypominam sobie.
-No cóż, to może chodźmy, niech śpi spokojnie.
-Idźcie. Ja tu zostanę, gdyby się obudziła. Nie chcę, żeby była wtedy sama. - odezwał się Anioł (teraz coś kojarzę, że miał imię coś na "H". Henry? Nie. Ha... Harry! Ale dla mnie i tak pozostanie Aniołem. Moim Aniołem).
-Jak chcesz.
Ciche odgłosy kroków, trzaśnięcie drzwiami. Stęk sprężyn, jakby ktoś siadał na fotelu. I cichy szept Mojego Anioła/Harry'ego.
-Mogłabyś się już obudzić. Cierpię, gdy nie mogę cię usłyszeć, dotknąć. Już nie zależy mi na tym, abyś sobie mnie przypomniała. Nie musisz mnie pamiętać. Nasza miłość nadal trwa, wierzę w to. Ona wszystko zwalczy i wygramy - kiedy tego słuchałam, pod moimi powiekami zbierały się łzy, a w gardle rosła gula. - Tylko się obudź. Zaczniemy to wszystko od nowa.
Poczułam, że serce mi bije oszalałe, jakbym zamiast niego miała małego koliberka trzepoczącego skrzydełkami.
Może pożałuję, że to mówię/myślę, ale go po prostu kocham.
To jest miłość.
W końcu umarłam, nie ma czego ryzykować, więc odchrząknęłam, odwróciłam się do Harry'ego i wyszeptałam:
-To od czego zaczniemy, Aniele?

------------------------------------------------------------

Powróciłam do świata żywych! Dostałam weny z powodu negatywnych emocji, co sprawia, że kiedy piszę, wyłączam się ze świata i moja ręka sama pisze. I wtedy takie rozdziały mi się podobają. A z końcówki jestem naprawdę dumna :)
Także, spodziewajcie się końca historii Nadine i Harry'ego, bo wszystko zaczyna się układać.
Kocham Was!
Victoria

PS: Dziękuję Wam za dwie nominacje do Liebster Awards, czy jak to się nazywa, ale nie bawię się w takie zabawy, choć pochlebia mi to ;)

środa, 7 listopada 2012

Rozdział XXVII

      {Nadine}
   
  Usłyszałam jakiś głos. Brzmiał znajomo, ale pod jakimś względem obco.
Cofnęłam nogę i odwróciłam się w stronę, od której on dochodził. Było ciemno, więc zauważyłam tylko ciemną sylwetkę.
-Kim jesteś? - wyszeptałam.
Zamiast odpowiedzieć przybliżył się i zmienił temat.
-Nadine, piłaś coś? - zapytał mnie anielski zniewalający głos.
-Troszeczkę. - odpowiedziałam. Cudem, bo strasznie szumiało mi w głowie.
-Troszeczkę, to znaczy ile? - podniósł leżące u jego stóp butelki.
  Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie mogłam utrzymać równowagi. Chyba dlatego, że byłam pijana i/lub stałam nie opierając się na kulach.
Poczułam, jak spadam. Czekałam, aż uderzę w twardą ziemię, ale zamiast tego poczułam, jakbym leżała na czymś miękkim.
Tajemniczy Chłopak mnie złapał i trzymał na rękach. Dopiero teraz uważnie się mu przyjrzałam, bo księżyc oświetlił jego twarz. Tak samo, jak głos - kojarzyłam jego twarz, ale nie wiedziałam skąd.
  Czułam się dziwnie. Byłam pewna, że spadłam. Potwierdzało to towarzyszące mi uczucie lekkości, tak jakbym leciała.
-Czy ja już umarłam? - zapytałam. - A ty jesteś aniołem?
Skojarzył mi się z tym właśnie stworzeniem, bo z wyglądu przypominał boga z jakichś greckich rzeźb. Loki okalały twarz o idealnych rysach. Teraz, kiedy jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, na policzkach ukazały się urocze dołeczki.
-Nie nadawałbym się na niego. Jestem Harry. - odpowiedział, na co z mojej strony zapadła pytająca cisza. - Znowu mnie nie pamiętasz? To chyba jakieś fatum. - spuścił głowę Mój Anioł.
-Hmm...-zastanowiłam się co powiedzieć. - Biorąc pod uwagę to, że piłam i, że już - chyba - nie żyję, to raczej nie możliwe, abym pamiętała anioła, bo one nie objawiają się ludziom. - nie panowałam nad tym co mówię, więc mogło to być pokręcone.
-Nadine, gadasz  jakieś bzdury. Zaniosę cię do domu, a kiedy wytrzeźwiejesz to porozmawiamy. Teraz możesz spróbować zasnąć - poradził mi Anioł czy, jak wolicie Harry.
-I chyba tak zrobię. - ziewnęłam. - Dobranoc Mój Aniele.
                                              *                                  *                                      *
      {Harry}
  Niektórzy stwierdziliby, że po tym o czym się dowiedziałem, załamałbym się jeszcze bardziej. W końcu, po raz kolejny moja dziewczyna (w tej sytuacji, raczej była) znowu mnie nie pamięta.
Ale dla mnie było ważne teraz to, że trzymam Ją na rękach. Mojego Anioła - przemknęło mi przez głowę. To, że mnie tak nazwała było przyczyną tego, że sporo wypiła, ale dla mnie ona własnie taka była. Aniołem. Kruchą istotą, dla której żyję.
  Nie ważne, że mnie nie pamiętała. Przestało mi zależeć na tym, aby w końcu przypomniała sobie swoje poprzednie życie i mnie. Ważne było, że powoli rozpalała się we mnie iskierka nadziei na to, że nasze dusze znowu się połączą.

----------------------------------------
Jejjku, długo mnie tutaj nie było... Więc zrekompensuję się Wam tym, że dodam rozdział szybciej, czyli jeszcze w tym tygodniu jeśli będzie dużo komentarzy :)
W tym rozdziale nie działo się za dużo, i jest trochę krótkawy, ale dowiedzieliście się o tym, co Harry teraz czuje. Jak widzicie - tylko Wam zależy na tym, żeby Naddie przypomniała sobie o przeszłości. No, oczywiście - jej także :)
Zbliża się koniec tego wątku, a co za tym idzie - koniec opowiadania. Jak myślicie, jak się zakończy? :)
Do następnego! ♥
/Victoria.

piątek, 12 października 2012

Rozdział XXVI

    {Nadine}
 
Taa... Do pokoju? No co ty nie powiesz, Nadine...
Ale do którego, hmm? No właśnie.
Cholerna amnezja.
  Po dłuższej chwili stania w bezruchu na korytarzu, postanowiłam wyjść na dwór, nad strumyk.
 Cicho, jak tylko mogłam z tymi kulami, tak aby nikt mnie nie usłyszał, zeszłam po schodach na parter. Podeszłam do drzwi, po drodze zabierając z wieszaka kurtkę. Uff... Udało...
-Naddie? A ty gdzie się wybierasz? Jest już 20.
...się, prawie.
 Liam pojawił się w holu. No, oczywiście "Tatuś" musi mnie pilnować?! W środku wszystko się we mnie gotowało, obchodzili się ze mną, jak z dzieckiem. Udało mi się (na szczęście) zachować spokój.
-Li, przecież znam Londyn. Nie zgubię się. A po za tym, mam 18 lat.
-Ale... - nie dokończył, bo przerwała mu Mary. Ta też pewnie się będzie czepiać. Cholerna siostrzyczka.
-Daj jej spokój. Widzisz, że jest na skraju wytrzymałości psychicznej. Niech w końcu odpocznie od tego wszystkiego.
Ooo... Nie tym razem. Pudło.
Liam znowu zaczął się spierać, nie chcąc przyglądać się temu, wyszłam.
Uderzyła we mnie fala powietrza. Tak, tego własnie potrzebowałam.
Powoli krocząc dopadała  mnie fala smutku.
  Te zielone oczy... Ta iskierka nadziei w nich... I to wszystko przeze mnie. To przeze mnie  Harry się załamał, to przeze mnie żaden z chłopaków i ich dziewczyn nie ma dla siebie chwili prywatności, bo muszą mnie niańczyć.
Niekontrolowanie moje nogi poprowadziły mnie do sklepu z alkoholem. Czy tego właśnie potrzebowałam? Upicia się i bycia jak jakaś nastolatka w depresji? Kłóciły się we mnie dwie Nadine. Ta pierwsza - odpowiedzialna - zaczęła wygłaszać mi morały, co może się stać, kiedy będę pijana. Ta druga ją uciszała.
Pieprzyć odpowiedzialność.
  Otwierając drzwi zabrzęczały nade mną dzwoneczki. Myślałam, ze takie coś, to tylko w "spożywczakach", a tu BAM!
  Widzisz, nawet się jeszcze nie napiłaś, a już myślisz, jak pijana! Przyjmujesz antybiotyki, nie możesz pić! - prawiła mi kazania ta odpowiedzialna.
-Zamknij się się. - powiedziałam sama do siebie(?).
-Coś panience podać? Nie pomyliła się panienka czasem? Nie wyglądasz, jak dziewczyna, która pije. - odezwał się staruszek stojący za ladą.
Trzeba w końcu obalić mit o grzecznych dziewczynkach, prawda?
-Tak, dobrze trafiłam. Coś mocnego proszę. Bardzo mocnego.
  Już po chwili, z kilkoma butelkami w rękach, zbliżałam się do tego feralnego strumyku.

     {Harry}
   Już od kilku dni chodziłem w to miejsce. Jak każda rzecz, wywoływało we mnie smutek, ale przywoływało także walę wspomnień. Tych pozytywnych.
Mimo tego, że znajdywało się ono blisko centrum miasta, było całkowicie odseparowane od tłoku i hałasu, co sprawiało, że stawało się ono wręcz magiczne. To tutaj zobaczyłem po raz pierwszy Jej hipnotyzujące, niebieskie tęczówki. Kiedy spojrzało się zaś w jej źrenice, reszta świata przestawała istnieć. Nie można było się od nich oderwać, były jak bez dna.
   Dziś także je ujrzałem, lecz nie były takie, jak kiedyś. Tęczówki zdawały się wyblaknąć, a źrenice pokrywała zamglona "błonka". Ale nadal była piękna. Mimo tego, że jej twarz pokrywały bruzdy od blizn, nieudolnie zamaskowane makijażem, i mimo tego, że strasznie schudła i była trupio blada.
    Zbliżałem się już do tego miejsca, gdzie w ten pamiętny dzień siedziała. Był to duży, płaski kamień tuż przy brzegu. Dno było tam najgłębsze i w tamtym miejscu nie przypominał zwykłego strumyku, ale prawdziwą rzekę. Prąd był tam tak mocny, że nawet z odległości 50 m było słychać szum wody.
  Dopiero teraz zauważyłem, że ktoś stoi na głazie.
Podszedłem bliżej tak, że mogłem po sylwetce poznać, że to młoda kobieta. Skądś ją kojarzyłem, choć nadal nie ujrzałem jej twarzy. Ta kurtka i kule oparte o brzeg kamienia...
Nagle dziewczyna zaczęła płakać i krzyczeć w stronę gwieździstego nieba.
-Wszystko spieprzyłam! Wszystko. Każdy przeze mnie cierpi! Mamo, tato! Idę do Was... - dziewczyna podniosła nogę w gipsie.
Rozpoznawałem ten głos.
-Nadine! Nadine, nie skacz!

--------------------------------------------

No i macie kolejny ;)
Wiem, jest trochę smutny, ale według mnie, nawet w porządku wyszedł.
Komentujcie i piszcie co myślicie!
Do następnego ♥

/Victoria xx

niedziela, 7 października 2012

Rozdział XXV

  Nie udało się. Już na początku wszystko się wali.
Chodziliśmy wzdłuż tego strumyku, w tę i z powrotem, przez dwie godziny i nie przypomniałam sobie ani jednej  sekundy z tamtego dnia.
Teraz pewnie każdy dziwiłby się, że nie pamiętam nic z tamtego okresu czasu, ale wiem, jak dotrzeć do tego miejsca.
Po prostu, w to miejsce chodziłam zawsze, kiedy zdarzyło się coś ważnego, a skoro tego dnia zginęli moi rodzice, to logiczne, że tam byłam.
Teraz następne pytanie. Mnie także ono gnębiło.
Dlaczego akurat od tego dnia?
Lekarz  wytłumaczył mi to dopiero cztery dni po przebudzeniu.
  Istnieje kilka rodzai amnezji. Najczęściej spotykana, to amnezja całkowita. Człowiek traci wszystkie wspomnienia. Nie tylko wydarzenia, na przykład poznanie kogoś, ale także zapomina, jak się pisze, czyta. W takich przypadkach ludzie przypominają sobie wszystko dopiero po kilku latach. Drugi przypadek to amnezja częściowa, której istnieją dwie odmiany. Pierwsza to taka, w którym człowiek nie ma wspomnień wydarzeń, ale posiada podstawowe umiejętności. Pamięć odzyskuje stopniowo. Pozostała, to taki rodzaj amnezji, jaki masz ty. W tym przypadku nie pamięta się nic z pewnego okresu. Zazwyczaj ostatnim wspomnieniem jest czas przed jakimś ważnym wydarzeniem. Ale tylko nie liczni odzyskują pamięć.
  A ja naprawdę chcę ją odzyskać. Nie tylko ze względu na litość, na to, że żal mi Harry'ego.
Zycie to nie ciągły romans, nie wszystko to miłość. Bo nie można kochać, bez kawałka duszy. Ba! Nie można normalnie funkcjonować bez choćby jednej setnej duszy. Bo życie bez wspomnień, to jak życie bez kochania czegoś. Nie musi być to osoba. Niektórzy ludzie  żyją tylko po to, aby pisać lub malować. Bez względu na to, czy serce chce bliskości, która nie jest zapewniona, bez względu na ludzi. Tworzą tylko po to, żeby w ich życiu był choć jeden promyczek słońca. Będzie on wzrastał, do sporej ilości i wielkości, ale nigdy nie będzie to prawdziwe słońce. Jedynie jego złudzenie.
                                           *                     *                     *
  Ja czuję się tak teraz. Czuję coś, co ciągnie mnie do mojej połówki, nie serca, ale duszy. Bo ja i Harry byliśmy błąkającymi się złudzeniami ciał, szukających swoich dusz, które były gdzieś tam w przestrzeni, razem. I w końcu po kilkunastu latach, kiedy ich ciała dojrzały na tyle, aby się odnaleźć w postaci fizycznej, dusze się rozłączyły, aby powrócić do swoich ciał, które podczas ich nieobecności żyły jak we śnie.
Te dusze w swoich ciałach w końcu się odnalazły i połączyły w jedność na ziemi, aby przetrwać wieki.
Lecz ta błogość nie trwała długo.
Inna błąkająca się dusza postanowiła wkraść się w ich życie. Odebrała część ich świata.
I dusze już nie są razem. Chociaż wiedzą o istnieniu tej drugiej,  to coś staje im na drodze. Oddziela je niewidzialny mur, ale ich aury są tak jasne i tak potężne , że nadal się nie poddawają i żyją przebłyskiem przeszłości. Wzniecają w sobie iskierkę nadziei , która kiedyś połączy się w jeden ogień.
Wtedy nic już nie stanie na drodze do wiecznej miłości.
                                          *                       *                        *
  Tak wyglądało moje pierwsze odczucie, kiedy po długiej przerwie znowu Go zobaczyłam.
Kiedy wchodziliśmy do domu On chyba wychodził, bo się z Nim zderzyłam. Spojrzeliśmy sobie w oczy. I... znowu coś we mnie drgnęło. W tych przepełnionych bólem i smutkiem oczach, zobaczyłam iskierkę nowej miłości.
  Oczywiście byłam tak zdezorientowana , że zachowałam się, jak głupawa nastolatka i wybąkałam tylko głupie "Przepraszam" .
W dodatku się zająkałam!
Normalnie jak w jakiejś telenoweli...
Oczywiście, romanse mówią prawdę, bo takie rzeczy naprawdę dzieją się podczas jednej sekundy.
  Dalsze powitania były o wiele milsze, lecz i tak nie poprawiły mi humoru.
Bez mojej decyzji urządzono małe przyjęcie powitalne. Oprócz domowników zjawiła się także moja siostra i Annie. Ktoś przyrządził jakieś smacznie wyglądające potrawy, na które tęsknie spoglądał Niall.
-Okej Nialler, głodomorze, możesz już zacząć jeść. - powiedziałam, kiedy już wyplątałam się z tych wszystkich uścisków.
Blondynek - choć nie wiem czy nadal taki blond, bo ten kolor miał teraz już tylko na końcówkach włosów - usiadł do stołu i już po chwili słychać było tylko odgłos mlaskania i przeżuwania.
-Stary, weź, bo nie starczy dla wszystkich. - powiedział Lou do Niall'a, kiedy wszyscy siedzieliśmy już przy stole.
-"Stary", jesteś starszy ode mnie. - odgryzł się ten przeżuwający.
-Pod względem umysłu raczej nie. - dopowiedział Zayn.
  Chłopcy zaczęli się sprzeczać, a Daddy ich karcić. Nie chciało mi się ich kłótni, więc zwróciłam się ku dziewczynom.
-Dlaczego Harry wyszedł? - zapytałam An sięgając po sałatkę.
-Hmm... Jakby to powiedzieć... On chyba nie chciał cię widzieć.
Słysząc to odłożyłam miskę.
-Wiecie co? Straciłam apetyt. Pójdę już do pokoju.

---------------------------

No to mamy dwudziesty-piąty.
Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta.
Ten rozdział jest taki ponury, bo odzwierciedla moje samopoczucie od kilku dni.
Do następnego!

/Victoria ♥

poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział XXIV cz. II

-Huhuhu. No, to ja nie wiem, jak ty sobie tam poradzisz. - Lexi wybuchnęła gromkim śmiechem, a po chwili obie tarzałyśmy się ze śmiechu. No, w moim przypadku nie dosłownie. Atak śmiechu przerwał nam Liam.
-Hej! - podszedł do mnie i delikatnie przytulił. - To co, spakowana?
-No jasne. Dużo tego nie miałam.
W mojej torbie znajdowały się praktycznie same piżamy. Chłopcy chcieli, żebym każdego dnia miała na sobie inną piżamę. Dziwny pomysł. Od Louis'a dostałam piżamę w marchewki, od Zayn'a w lusterka, od Niall'a w koniczynki, a od Daddy'ego w żółwie. Oryginalnie.
Dopiero teraz zauważyłam, że oprócz Liam'a do pokoju wszedł ktoś jeszcze.
-Danielle! - podeszłam do dziewczyny i ją uściskałam. - Jejjku, nie wiedziałam, ze jesteś w Londynie. Ale się stęskniłam!
-Ja też tęskniłam. Mam akurat urlop i kiedy będziesz u chłopców, ja też będę. - uśmiechnęła się i pomogła założyć kurtkę.
-Przynajmniej nie będę sama z tą bandą oszołomów. - specjalnie podkreśliłam ostatnie słowa odwracając się do Liam'a. Zrobił minę "poker face", a ja posłałam mu tylko słodki uśmieszek.
Podeszliśmy jeszcze do recepcji, żeby podpisac jakieś pierdoły.
Przed wyjściem pożegnałam się z Lexi.
-Masz mój numer, więc będziemy utrzymywać kontakt. - uśmiechnęła się serdecznie i przytuliła.
-A ty mój tymczasowy adres też znasz, więc mam nadzieję, że mnie odwiedzisz. - odpowiedziałam wyplątując się z jej uścisku.
-No pewnie! Jeszcze będziesz miała mnie dosyć. A! Zapomniałabym. Szpital wyśle do ciebie jakiegoś rehabilitanta, więc jutro spodziewaj się gościa.
-Okej. To, do zobaczenia?
-Do zobaczenia.
Wyszliśmy ze szpitala i od razu otoczył nas wianuszek reporterów i paparazzi'ch. Liam szepnął mi do ucha "Nic nie mów, nie odpowiadaj" i zaczęliśmy torować sobie drogę przez zebrany tłum.
-Zerwałaś z Harry'm?! - dopytywali się reporterzy.
-Podobno straciłaś pamięć?!
-Co z podejrzaną Veronica M. ?! Czy sprawa trafi do sądu?
  Pytania sypały się jeszcze przez dłuższą chwilę, ale już ich nie rozróżniałam, bo wsiedliśmy do samochodu.
Dani tylko westchnęła, a Liam rzucił coś w rodzaju "Nie mają co robić, tylko ludzi prześladują?!".
-Eeem, Liam? - odezwałam się pierwsza, kiedy wyjechaliśmy już z parkingu.
-Tak?
-O co chodzi z tym sądem i jakąś Veronicą?
-Ach, to. Danielle, opowiesz jej? Ja muszę skupić się na prowadzeniu. - rzucił błagalne spojrzenie w stronę swojej dziewczyny.
-Okej. - siedziałam na tylnym siedzeniu, więc Dani odwróciła się do mnie, żebym lepiej słyszała. - Chodzi o to, że możesz założyć sprawę w sądzie tej dziewczynie, która cię porwała, Veronice. Ma już jedną, za porwanie człowieka i więzienie, ale ty możesz dołożyć do tego ciężki uszczerbek na zdrowiu. Sędziowie i inni wiedzą, że straciłaś pamięć, ale wystarczającymi dowodami są te jej pamiętniki. Opisywała tam wszystko co ci robiła. - skrzywiła się i zrobiła zatroskaną minę.
-A właśnie, skoro mowa o pamięci, a dokładnie o jej braku. Liam, pamiętasz o czym ci mówiłam? - pokiwał twierdząco głową. - A mówiłeś Danielle?
-Nie, przecież nie kazałaś.
-Aha. No dobra. - zwróciłam się do Dani. - Więc chodzi o to, że czuję się okropnie przez to, że Harry tak cierpi. Chcę sobie coś przypomnieć. I dlatego chcę pojechać w te miejsca, w których zdarzyło się coś ważnego ze mną i nim. Właśnie, Liam! Skoro mam z Wami mieszkać i skoro jest tam Harry, to przed spotkaniem z nim, chciałabym mieć już zaliczonych choć połowę tych miejsc.
-Okej. Czyli gdzie mam jechać?
-Nad taki strumyk. Tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Pokażę ci, jak jechać.

--------------------------------

tak, wiem, dodałam go miesiąc po, a miałam na następny dzień. Ale zepsuł mi się komputer i nie miałam gdzie dodać. Teraz postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej. Wiem, że przez tą przerwę straciłam kilku czytelników, ale mam nadzieję, że ktoś wytrwał ;)
Jak myślicie, czy Nadine odzyska pamięć?
Odpowiedź poznacie już w kolejnych rozdziałach, ale będzie ona zaskakująca.

/Victoria xx

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział XXIV, cz. I

  I tak mijały kolejne dni. Harry się nie pojawiał, a ja nadal obwiniałam siebie o to, co zrobiłam. Nadal sobie nic nie przypominałam, i coraz bardziej wątpiłam w ten mój "Super-Plan".
No tak. Plan. Bez owijania w bawełnę. Już wyjaśniam o co chodzi.
No więc, Super-Planem raczej nie można  tego nazwać, bo jest on banalnie prosty.
Po prostu, kiedy wypiszą mnie ze szpitala, pojadę w te miejsca, w których były jakieś ważniejsze wydarzenia związane z Harry'm i ze mną. Wiem gdzie one są, ponieważ Annie i Elle wszystko mi opowiedziały.
A jeżeli to nie zadziała, to nie wiem jeszcze co zrobię. Nie myślę o tym. Tego właśnie nauczyły mnie ostatnie wydarzenia. Że trzeba cieszyć się teraźniejszością, przeżywać ją tak, jakby miała to być ostatnia chwila naszego życia. Bo te wszystkie wspomnienia mogą być nam zabrane.
              
                                                         *          *         *
  Dziś wychodzę ze szpitala. Lekarze jeszcze nie zdjęli gipsu, ale mam się stawić za tydzień. Twierdzą, że jestem już w pełni silna, aby poruszać się o kulach. Szwy zdjęli mi dziś rano. No, sporo tego było. Pięć na ranie na łydce, cztery na udzie, kolejne sześć na głowie. Czyli łącznie piętnaście. Siniaki już całkowicie zniknęły, ale na twarzy mam sporo blizn. Na "szczęście" są one od zadrapań, i można je zamaskować makijażem.
  Kiedy właśnie byłam w łazience i Lexi pomagała mi w nakładaniu pudru, czesaniu i ubieraniu, zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Ellie. To właśnie ona miała odebrać mnie ze szpitala.
-Tak? - odezwałam się do komórki.
-Naddie...Hmm... Coś było nie tak. Elle nazywała mnie tak tylko wtedy, kiedy coś schrzaniła i bała mi się o tym powiedzieć.
-Tak Ellie? Coś się stało?
-Czy zawsze kiedy dzwonię musi się coś stać? No to tym razem masz rację. Zabijesz mnie.
-Elizabeth Henderson, córko Katherine i Jason'a Henderson'ów, nie pieprz tylko gadaj o co ci chodzi.
  -powiedziałam chichocząc.
-Okej, okej. Chciałam jakoś delikatniej, ale skoro nalegasz... Nie mogę po ciebie przyjechać. Muszę jechać do babci, bo ma grypę, a nikogo z rodziny nie ma w mieście. No i muszę się nią zaopiekować. Przepraszam.
-W porządku, zadzwonię po chłopaków. Ale z twoją babcią to nic poważnego? - zapytałam, bo niepokoiłam się o zdrowie staruszki. Bardzo ją lubiłam, bo była dla mnie jak własna babcia, która mieszkała na drugim końcu kraju, więc widywałam się z nią tylko w święta.
-Nie, nic poważnego. Ale wiesz, jak to jest w jej wieku i przy jej słabej odporności, nawet zwykłe przeziębienie może spowodować zapalenie oskrzeli. Tylko, że będę musiała zostać u niej na jakiś tydzień. I w tym problem, bo nie będziesz mogła zostać u mnie sama. A babcia ma malutką kawalerkę, więc nie miałabyś się gdzie podziać. Co do chłopaków, to już do nich dzwoniłam i wszystko załatwione. Bardzo się ucieszyli i Liam niedługo powinien po ciebie być.
-To znaczy, że będę musiała mieszkać z NIMI przez ten tydzień?
-Spokojnie, przeżyjesz. Muszę już kończyć, bo jadę do babci. Jeszcze raz przepraszam.
Rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź.
-O co chodzi? - zapytała Lexi, która słyszała tylko połowę rozmowy.
-Babcia Ellie jest chora, więc Elle musi do niej jechać na tydzień. Zadzwoniła do tej piątki, chociaż teraz to raczej czwórki, bo Hazzie to obojętnie, niecywilizowanych idiotów, i przez te siedem dni będę mieszkała z nimi. - odetchnęłam, bo ostatnie zdanie wypowiedziałam na jednym oddechu.

------------------------------------------

nareszcie coś nowego! ^^
jak widzicie, rozdział dwudziesty-czwarty podzieliłam na dwie części ;) drugą opublikuję jutro . ;)
ten rozdział jest jakiś cienki. ;/ nie podoba mi się .
ostatnio też nie mam za dobrego humoru, więc kiedy wstawię te rozdziały, które mam już napisane, to postaram się jak najszybciej to skończyć .
/Victoria xx.
                                             

czwartek, 16 sierpnia 2012

Przeprosiny

Przepraszam, że nie dodaję tak długo rozdziału, ale komputer mi się zepsuł. Rozdział mam napisany, i to bardzo długi. Kończę pisac drugi, ale nie wiem, kiedy je opublikuje . ;/
/Victoria ♥.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział XXIII



-Po tych słowach, wszytkich nas zamurowało. - Liam kontynuował, a ja przeżywałam "w środku" katusze. Ta... Ta osoba specjalnie mnie porwała? Ale dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie miałam uzyskać już niedługo potem.
-Myśleliśmy, że będzie uciekać, szarpać się, ale jedyne, co zrobiła, to podeszła do Harry'ego i powiedziała coś w rodzaju: Czekałam na ciebie, ale nie przychodziłeś. Musiałam posunąć się do takich rzeczy. Nie, wiem, coś w tym stylu, bo potem wszystko działo się tak szybko. Policjanci odciągnęli ją od Hazzy, zakuli w kajdanki.
Dziewczyny, które już wcześniej poszły sprawdzić co znajduje się w środku tego "domku" i odnaleźć ciebie, zaczęły nas wołać i krzyczeć. W ich głosach słychać było przerażenie.
Wszyscy wlecieliśmy do środka, i od razu stanęliśmy jak wryci. Nie przez to, jak wyglądało pomieszczenie, choć było to straszne, ale przez to, co zobaczylismy w kącie pokoju. Leżał tam stary, podarty koc, a na nim... ty. - Liam wzdrygnął się, jakby chciał pozbyć się wspomnienia, które prawdopodobnie pojawiło się w jego głowie. - Chociaż, nie przypominałaś siebie w ani jednym procencie. Wydawało się, że śpisz, ale zakłócał to ten grymas bólu na twojej twarzy. Byłaś cała we krwi. Chciaż niektóre rany zaczęły się już zasklepiać, to na twoim ciele było pełno zaschniętej krwi. Na twoich nogach były dwie świeże rany. Lecz nie były to lekkie zadrapania, tylko głębokie bruzdy, z których lała się krew, a z łydki wystawał kawałek jakiejś kości. Brr... Czułem się jak w jakimś horrorze. Obok ciebie leżał kawałek jakiegoś metalowego prętu grubości przedramienia. Jak się potem okazało, był to przedmiot, którym byłaś wielokrotnie raniona. Ten widok będzie męczył mnie po nocach do końca życia. Dobrze , że nie pamiętasz, jaki ból ci zadano. Już sam widok, był drastyczny, a co dopiero odczucie. Potem sprawy potoczyły się jeszcze szybciej. Harry do ciebie podbiegł, uklęknął i łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Mówił do ciebie.: Nadine! Nadine, kochanie, proszę, obudź się! Obudź się!Proszę... Zaczęło się od cichego szeptu, a po chwili był to błagalny krzyk. Zaczął delikatnie tobą potrząsać, jakby miało cię to obudzić. Ktoś zadzwonił wcześniej na pogotowie i słychać było już odgłosy sygnału karetki. Zaczął wszystkich gnębić pytaniami :Czy ona nie żyje? Proszę powiedz, ze żyje! Ktoś sprawdził ci puls, ale choć był słaby, to wyczuwalny. Zaczęliśmy uspokajać Harry'ego i siebie nawzjaem. Już po chwili weszli ratownicy pogotowia i po chwili leżałaś już bezwładnie na noszy. Funkcjonariusze szpitala wyniesli cię do karetki. Po długich namowach i błaganiach Harry także z nimi pojechał. My pojechaliśmy za nimi od razu. Policjanci zostali, zeby zebrać dowody, bla, bla, bla. Potem w realnym świecie trzymało nas tylko czekanie na ten moment, kiedy się przebudzisz. Hazza jeździł do ciebie codziennie o świcie i wracał późno w nocy. Czasem, kiedy dawałaś jakąś "ozankę", na przebudzenie, choćby drgnięcie ręki, zostawał na noc. Bardzo się niepokoiliśmy, bo w ogóle nic nie jadł, nie rozmawiał z nikim. Aż do tego dnia, kiedy się przebudzilaś. W jednej minucie się uśmiechał, w drugiej był zły, a w następnej był jescze bardziej ponury. Resztę już znasz.
  Spojrzał na mnie, czekając na jakiś komentarz do tego kiluminastowego (a nie kilkuGODZINNEGO? Bo właśnie tak się czułam. Jakby przez ten czas, opowiedział mi całe moje życie) monologu. Ale ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Do moich oczu napłynęły łzy, których tak bardzo nie chciałam.
  Bo tak po prostu odrzuciłam wspaniałego człowieka.
Człowieka, dla którego byłam najważniejszą istotą na świecie.
Człowieka, który poświęcał mi każdą wolną chwilę.
Człowieka, który budził się każdego dnia z myślą o mnie, i który zasypiał myśląc o mnie.
Bo tak wiele znaczyłam dla Harry'ego. Jest on osobą, która nie kryje przed ludźmi swoich uczuć, emocji, więc Liam bez problemu mógł mi opowiedzieć o tym, kim byłam dla Harry'ego.
-Hej, co się stało? - Liam zauważył moją reakcję i szybko przytulił.
-Jestem okropna. - tylko tyle udało mi się wymówić, bo dławiły mnie łzy.
-Cśś... Nie mów tak. - pokołysał mną, jak małym dzieckiem. - Nie będę ci mówił, zebyś nie płakała, bo każdy musi dać czasem upust swoim emocjom. Więc płacz. Płacz tak długo, aż się wypłaczesz.
Nie protestowałam i już po chwili, nadal przytulona do Daddy'ego, szlochałam w jego koszulę.

-----------------------------------

Hej, kochani! Nareszcie nastał czas weny! No cóż, rozdział jest, opinię pozostawię Wam. Więc: każdy, kto przeczytał choćby JEDEN rozdział, i któremu nie chce się komentować, ruszać Wasze zacne tyłki i do komentowania! Chcę, żeby każdy kto czyta te moje wypociny, skomentował, choćby buźką, żebym wiedziała ile osób zainteresowała ta historia.
Nowy rozdział dodam tak szybko, jak się postaram, bo, jak napisałam, mam wenę. Niestety wena zawsze zjawia się wtedy, kiedy jest niepotrzebna, i mam pomysł na nowe opowiadanie, ale nie zacznę go pisać, dopóki nie skończę pisać TEGO opowiadania, bo wtedy wiem, ze tutaj będe zaniedbywać. Pomysł będzie sobie kiełkował w mojej głowie. ;)
A skoro o końcu mowa, to mówię, że koniec tej historii graniczy w krańcach 30 rozdziałów + epilog.
Tak, WIEM, teraz będzie mnóstwo komentarzy typu "Nie kończ!", bla, bla. Ale koniec zawsze musi być, i w końcu nastanie .;)
Polecam bloga Alexandry, bo jest on wspaniały, tak samo jak jego autorka! ;) Dziewczyna nie poddaje się, mimo niewielkiej ilości wyświetleń, nadal pisze, dla tych kilku osób, które zafascynowała jej historia .;) No więc, odwiedzajcie ją! ;)

/Victoria ♥ .

wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział XXII


{Nadine}

Przez moją głowę przepływały kolejne obrazy. Znalazłam tylko kilka słów, aby były one odpowiednimi określeniami na moją "historię".
Samotna dziewczyna znajduje siebie.
  Bo inaczej nie dałoby się nazwać tego, co prawdopodobnie czułam. To, co mnie łączyło kiedyś z Harry'm, nie było tylko przelotnym zauroczeniem. A nawet słowo "zakochanie", nie byłoby odpowiednie.
To była miłość.
Ale nie taka nastoletnia "miłość". To, co nas łączyło, sprawiło że dojrzeliśmy. Takich przypadków jest mało. Bo to jest taka miłość, jaką czują pary, które są ze sobą kilkadziesiąt lat. Czas się dla nich nieliczy. Oni nadal czują się młodzi, w ich oczach widać zakochanie.
  Ale taka sielanka nie trwała wiecznie w moim przypadku.
Zorientowałam się, gdy obudziłam się tego dnia, kiedy po raz pierwszy i ostatni zobaczyłam Harry'ego, po "odrodzeniu".
-Nadine! - wyrwał mnie z rozmyśleń głos Liam'a. - Słuchasz mnie?
-Tak, tak. - potrząsnęłam głową, żeby się "ocucić". Od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie, ponieważ zrobiłam to za szybko. - Zamyśliłam się. Przepraszam.

{Liam}

Przepraszam... Przepraszam...
Słowa Nadine obijały się echem po mojej głowie.
Od jej przebudzenia, przepraszała każdego po kilkanaście razy, za błahostki. Obwiniała się o wszystko. Nawet o rzeczy, które były naturalne. Ale to nie dziwne.
W końcu nie pamiętała samej siebie. Nie pamiętała żadnej rzeczy, która działa się w ciągu ostaniego półroku. To było tak, jakby straciła kawałek samej siebie. Nie chciałbym być na jej miejscu.
Ale kto przy zdrowych zmysłach pragnąłby tak cierpieć?
Jedynym "pocieszeniem" było to, że nie pamiętała tego bólu, który był jej zadawany. I, że nie pamiętała jak wtedy wyglądała. Taka... poturbowana. Jakby ktoś zadawał jej ciosy na oślep, w furii, agonii.
Niestety ten obraz pozostanie w mojej głowie do końca życia. I w każdej innej, która znajdowała się w tej nieszczęsnej "szopie" tego dnia, kiedy odnaleźliśmy Nadine.
Zacząłem kontynuować przerwany monolog, nawiązując do moich rozmyśleń.

{Nadine}

-Pojechaliśmy wszyscy na koncert charytatywny, gdzie z chłopakami mieliśmy śpiewać. Wy z dziewczynami czekałyście i słuchalyście nas z publiczności. W pewnym momencie gdzieś zniknęłaś. Dziewczyny mówiły, ze poszłaś do toalety, ale nie wracasz od służszego czasu. Oczywiście, Harry, wielka panika, więc Dani, Ellie i Annie poszły cię poszukać. Wróciły przestraszone, każda przekrzykując się nawzajem, że nigdzie cię nie ma. Lou z Niall'em i Zayn'em pojechali do domu zobaczyć, czy tam jesteś, bo się może źle poczułaś. Harry zaczął dzwonić na twoją komórkę, ale był brak sygnału. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach, zmęczeni wróciliśmy do waszego domu. Przeczekaliśmy noc i wcześnie rano zadzwoniliśmy na policję, aby zgłosić zaginięcie. Jak się potem okazało - to było porwanie. Kamera zarejestrowała, jak jakaś laska wychodzi z tobą. A raczej - jak cię wyciąga, bo ty byłaś jak naćpana. Policji długo zajęło namierzenie ciebie lub rozpoznanie tej dziewczyny. Któregoś dnia, zadzwonił komisarz z wiadomością, ze namierzyli twój telefon na jakimś odludziu w okolicach Londynu. Oczywiście, wszyscy szybko tam pojechaliśmy. Na miejscu znaleźliśmy twoją torbę, z całą zawartością. Ale najdziwniejsza była karteczka, którą znaleźli policjańci pod torebką.
          Mam ją. Codziennie coraz mniej żywą i energiczną.
  Byliśmy już w drodze po ciebie, bo pies złapał trop, kiedy policja pokazała nam tą kartkę. Wtedy jescze szybciej chcieliśmy mieć cię przy sobie. Nadawca tego listu się nie pomylił. Kiedy po piętnastu minutach dotarliśmy so jakiejś starej chaty w środku lasu, serca nam stanęły, bo wybiegła z niej jakaś zakrwawiona blondyna. Nie... Nie wybiegła. Ona po prostu spokojnie wyszła. Na jej ustach błądził tajemniczy uśmieszek. Zanim policjańci ją złapali, powiedziała tylko:
-Nareszcie. Tak długo kazaliście mi czekać?

---------------------------------------------
Hej, kochani. Wiem, długo nic nie dodawałam, a teraz taki masakrycznie napisany rozdział. To jest chyba najgorszy rozdział, wg mnie. No, ale ja się nie dziwię, skoro moja własna matka mówi mi, że jestem kompletnym beztaleńciem i jestem bezużyteczna. No nic.
Nie wiem, kiedy napiszę dwudziesty-trzeci rozdział. Może w tym tygodniu.
/Victoria xx.

poniedziałek, 30 lipca 2012

OGŁOSZENIE !

heej .
założyłam z moimi koleżankami fajną stronkę na facebook'u .
polajkujcie, będę wdzięczna ;)
klik --> http://www.facebook.com/CzescJestemElzulITrzepieKaseOdLouisa
rozdział dodam dzisiaj wieczorem .;)
/Vic . xx

piątek, 27 lipca 2012

Prośba

hej, kochani!
musiałam napisać tu kilka słów, ponieważ mam pomysł na następne opowiadanie . oczywiście, będę nadal tutaj pisać ;)
wena naszła mnie podczas snu . hahahahha . xDD
mam genialny pomysł, ale nie wiem, który z chłopaków ma być bohaterem, więc wybór należy do Was . i TAK to będzie kolejne opowiadanie o One Direction, lecz kiedy zakończę któreś z opowiadań, to i tak zacznę pisać coś fantasy .
pomysł na fantasy "gnębi" mnie już od jakiegoś miesiąca, więc na pewno go wykorzystam .
to tyle odnośnie tej ankiety, którą dodałam (znajdziecie ja po lewo), więc głosujcie!
dwudziesty-drugi rozdział ukaże się albo dzisiaj o jakiejś 23 godzinie, a jeżeli nie dziś, to jutro, kiedy wstanę, ogarnę się i napiszę . czyli jutro o jakiejś 13-14 . ;)
/Vic xx.

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział XXI


-Dlaczego Harry już nie przychodzi? - zapytałam następnego dnia Liam'a, kiedy spacerowaliśmy z tyłu szpitala.
Spacerowałam właśnie z nim, dlatego, że tylko on nie był "zajęty", gdy mnie odwiedzili. Danielle nie było, więc musieliśmy się jakoś uwolnić od naszych gołąbeczków. Zayn z Annie usiedli cicho w kącie pokoju i rozmawiali. Ellie wykorzystując to, że odwiedziła ją bacia i dziadek, poszła razem z Louis'em do domu, żeby go przedstawić. Nowe "zakochańce", czyli Niall i Lexi, rozmawiali ze sobą z każdą chwilą odkrywając następne łączące ich cechy, co można było wywnioskować z coraz liczniejszych okrzyków: "Naprawdę też tak masz? Ja też!".
Nie mogłam już tego wytrzymać i jednomyślnie zakomunikoaliśmy pozostałym, że idziemy się przejść.
No, w moim przypadku nie dosłownie, bo mój gips był za ciężki i chodząc o kulach nadwyrężyłabym drugą, tą zdrową nogę, więc musiałam się poruszać na wózku inwalidzkim.
Ku moim protestom, że umiem już jeździć na tym nieszczęsnym urządzeniu, Daddy uparł się, że będzie prowadzić.
-Liam, będzie ci ciężko. Poradzę sobie. - powiedziałam, kiedy zaczął pchać wózek.
Zaprzeczył i stwierdził, że "jestem leciutka, jak piórko, a to ten gips waży dwa razy tyle co ja". Nie sprzeciwiałam się już, bo gips ciążył mi nawet wtedy, kiedy leżałam.
Więc teraz "spacerujemy".
-No, więc? Dlaczego? - dopytywałam się.
-Nie ma czego owijać w bawełnę. Obwinia się o to całe zajście. - westchnął. - Całymi dniami siedzi u siebie w pokoju. Nie, nie płacze. Płakał, wtedy kiedy cię nie było. To co teraz robi, jest gorsze. Gdyby płakał, to przynajmniej dawałby nam potwierdzenie, że żyje. A tak, to... Jest jak zombie. Wiesz, nawet się do nich przeprowadziłem na prośbę Louis'a. Miałem niby mu pomóc. - ciągnął swój monolog, a ja uważnie wsłuchiwałam się w każde jego słowo. - Ale jak on nawet żadnego słowa nie wyda. Nawet nie kiwnie głową, nie sprzeciwi się. Robi wszystko co mu się każe. "Harry, umyj naczynia." - myje. "Harry, idź do sklepu." - idzie. Ostatnio chcieliśmy, żeby obejrzał z nami film. Specjalnie wybraliśmy jego ulubiony. A on co? Bez słowa wpatrywał się nieprzytomnie w ekran. Kiedy film się skończył, powłuczył nogami do swojego pokoju. Siedzi tam i beznamiętnie patrzy się w ścianę. Założę się, że nawet nie śpi. Ktoś, kto go nie zna, pomyślałby, że Harry zachowuje się, jakby zmarł mu ktoś bliski. Ale ja widzę co się dzieje. Jest tak, jakby jego dusz opuściła jego ciało. - zatrzymał się i usiadł na ławeczce tak, abym była skierowana twarzą do niego. - Nikt nie wie, jak mu pomóc. No napewno nie wyślemy go do terapeuty. To byłby szczyt chamstwa. - schował twarz w dłoniach.
-Ja... Ja chyba wiem, co mogłoby mu pomóc. - odezwałam się, a w mojej głowie kształtował się już plan.

                                                 {Liam}
  Nadine opowiedziała mi, co chce zrobić. Kazała mi nie mówić nikomu o jej planie, dopóki nie zdejmą jej gipsu i nie będzie mogła "działać", jak to określiła. Pozostało na cztery-pięć dni. Wtedy będzie mogła "normalnie" chodzić, tzn o kulach. Będą rehabilitacje i tak dalej. Bardzo mi było szkoda tej dziewczyny. Zawsze była taka energiczna, wesoła, a teraz zawsze na jej twarzy gości smutek. A teraz czekają ją jeszcze miesiące rehabilitacji, by mogła poruszać się nie kulejąc.
Gdybym był na jej miejscu, cieszyłbym się, że nic nie pamiętam. Widoku, kiedy znaleźliśmy ją taką zmasakrowaną, nie zapomnę do końca życia.
Nadine też pewnie o tym myślała, bo właśnie spytała:
-Opowiesz mi co się działo przed tym... porwaniem? I... w trakcie tego, kiedy mnie nie było? Jak i gdzie mnie znaleźliście?
-A nikt ci nie mówił? zdziwiłem się, bo przecież wybudziła się już ponad tydzień temu.
-No jakoś nie było okazji... - spuściła głowę, jakby to właśnie ona była winna.
No super. Teraz WSZYSCY się obwiniają. Harry, Nadine, Annie, Elle, chłopaki.
Jasne, nam też było, że nas nie pamiętała, ale zachowywaliśmy się tak, żeby poznała nas na nowo.
-No, więc... - zastanowiłem się od czego zacząć. - Najpierw musisz mi powiedzieć, ostatnie wydarzenie, któe pamiętasz.
-Hmm... To chyba początek wakacji. - powiedziała po chwili namysłu.
-My poznaliśmy cię dopiero na przełomie sierpnia i września, więc te dwa wcześniejsze miesiące będą ci musiały dopowiedzieć An z Ellie. - spojrzałem na nią, by zobaczyć czy słucha i zacząłem swój drugi już tego dnia monolog. - Harry przyprowadził cię do domu Louis'a i swojego, w tym samym dniu, kiedy twoi rodzice zginęli w wypadku. Byłaś zapłakana i chciał cię pocieszyć. Spotkał cię nad jakąś rzeczką, jak płakałaś. Już od pierwszego wejrzenia wpadłaś mu w oko...
Kontynuowałem swoją opowieść, a Nadine wsłuchana, spoglądała w nieokreślonym kierunku. Jej oczy zaszły mgłą, jakby oglądała jakiś film, który "puszczany" był w jej głowie.

____________________________

hej, kochani!
przede wszystkim DZIĘKUJĘ Wam, za te przemiłe komentarze, pod wczorajszym postem ;)
czytanie ich jest dla mnie czystą przyjemnością .
rozdział napisałam wczoraj wieczorem, w zeszycie i przepisałam dopiero dzisiaj.
pytanie dlaczego w zeszycie? po prostu jakoś się przyzwyczaiłam do pisania, bo pierwsze dziesięć rozdziałów, miałam w zeszycie, a dopiero po jakimś czasie je opublikowałam. wiem też, jak dużo napisałam.
jak widzicie, akcja się rozkręca. następny rozdział ukaże się MOŻE jutro .
narazie potrzymam Was w niepewności, co z tym "planem" Nad.
kocham Was!

/Victoria xx.

poniedziałek, 23 lipca 2012

COŚ SPECJALNEGO: ODE MNIE - DLA WAS .


Najgorsze uczucie?
Kiedy osoba, którą kochasz, zabiera ci wszystko co posiadasz.
Kopiuje i mówi, że to jej pomysł. Zabiera ci przyjaciół. A co najgorsze.
Odbiera ci pasje. Jedyną rzecz, za którą byłbyś zdolny walczyć. Bo jest ona cząstką ciebie.
Dlaczego na to pozwalasz? Bo nie chcesz ranić. Ale tym samym ranisz siebie.
Kiedy mówisz "tym razem się nie dam!", coś się psuje. A potem cierpisz. Nie raz żałujesz, że nie potrafisz się sprzeciwić, postawić na swoim.
Bo nie myślisz o tym, czego właśnie TY pragniesz, lecz dbasz o dobro innych. Za swoje staranie i stratę czasu, i tak pod koniec nie usłyszysz słowa "dziękuję".
A ludzie widzą.
Widzą, że jesteś taki. Chcesz jak najlepiej dla innych.
I wykorzystują to.
To, jaki jesteś słaby, uległy.

Dla mnie "tym czymś", jest pisanie.
To jedyna rzecz, którą mam najwięcej dopracowaną, którą kocham i, którą chcę ciągnąc do końca życia. I kiedy przyjaciel lub jakaś inna bliska osoba mi ją odbiera, czuję ból. Cholerny ból. Bo ta osoba ma wiele talentów, rysuje, śpiewa, tańczy.
Ale robi mi na złość. Nie ma dosyć, i zabiera mi jedyną rzecz, którą mam.
To boli.
Ból fizyczny w porównaniu z tym, to nic.
Muśnięcie piórkiem.
Ta dławiąca gula w gardle, kiedy chcesz uledz łzom, ale nie możesz.
Aż w końcu znajdujesz moment i chcesz dać upust emocjom, wykrzyczeć, wypłakać.
Wtedy zostaje pustka. Gula w gardle znika, ale pojawia się okropne uczucie bezsilności. Nie marzysz o niczym innym, tylko o tym, zeby ta pustka pochłonęła siebie całego. By zniknąć. Często się tak ze mną dzieje. Często ludzie mi bliscy, choć mają wiele innych możliwości, wykorzystywują, to co dla mnie jest tylko moje. Taka rzecz, o której mogę powiedzieć "tworzę coś", coś wyjątkowego. A oni widzą, ze jestem na tym punkcie wrażliwa. Dlatego, tak bardzo chcę czasami zniknąć.
  Ale w tak drastycznych chwilach, przypominam sobie, że mam Was.
Ludzi, choć mi ieznanych, to najbliższych memu sercu.
Bo to właśnie Wy dajecie mi powody, by walczyć. Aby się nie poddawać i dążyć w tą stronę, z moją pasją, jak najdalej.
Jak mówił Robert Browning: "Nasze pragnienia powinny przekraczać nasze możliwości, inaczej niebo nie byłoby potrzebne".
I właśnie na tym się wzoruję. Bo chociaż wiem, ze mam pewne luki w pisaniu i popełniam błędy, to staram się je poprawiać z każdym następnym słowem i, nie zważać na innych.
Przepraszam, ze walę tak cytatami, ale muszę zacytować jeszcze jedną osobę, tzn. Harry'ego. Tak, Harry'ego Styles'a. "Myślałem, że jestem z tych osób, co nie zwracają uwagi na opinię innych. Ale tai jestem". Z tymi słowami także się zgadzam. Bo kiedy mówię "nie obchodzi mnie co o mnie sądzisz", kiedy ktoś rzuca w moją stronę coś obraźliwego, to w tym momencie w moim sercu pęka następna nić. Nić, która mnie buduje.
Ale Wy te nitki odpudowujecie z każdym komentarzem.
Widzicie teraz jak bardzo Was kocham, i jak bardzo mnie motywujecie.
Dlatego będę pisać, bez względu na okoliczności. Choć jest to mała ilość, to wiem, że mam czytelników, którzy w opowiadaniu widzą mnie.
Dziękuję Wam z całego serducha.
  Ostatnio ktoś mi pwiedział, że ludzie komentują moej rozdziały, tylko dlatego, abym komentowała ich opowiadania i vice versa.
Wierzę, że tak nie jest. Wierzę w Was.
Może odnajdujecie siebie w postaciach, a może podoba Wam się cała historia? Nie wiem.
Mam taką nadzieję. Że czytacie tego bloga ze względu na to, co piszę, a nie ze względu, np. na grafikę.
Wasze opinie są dla mnie skarbami. Każdą zakodowuję sobie w sercu. Gdy je czytam, często się wzruszam, łezka kręci mi się w oku. I pamiętam ten moment, kiedy przez długi czas, nikt nie komentował, aż nagle pojawiły się ciepłe komentarze. Wtedy wariowałam ze szczęścia.
Bo zanim zaczęłam pisać, nigdy nie ułyszałam kierowanego do mnie określenia "masz talent".
Dlatego tak wiele dla mnie znaczycie. Więc, jak napisałam jakieś pięć rozdziałów wcześniej - nie skonczę pisać. Bo dzięki założeniu tego bloga zyskałam wiele wspaniałych osób, których pokochałam całtm sercem, niczym członków rodziny. Dziękuję Anastazji, El, Pauli, Carmen i wielu innym, za to, że jesteście ze mną.
Opuszczę teraz sztywne pisanie, i powiem, że kocham Was bardziej niż moje łóżko, One Direction, czy czekoladę .;)
Okeej, sporo się rozpisałam, ale chciałam, żebyście poznali trochę mnie, na chwileczkę oderwali się od losów Nadine, Harry'ego, Annie, Ellie i innych, i szczerze - chciałam się troszkę wyżalić. I możecie mi mówić, ze jestem tylko "żałosną, brzydką i beznadzijną trzynastolatką, która jest jeszcze za młoda na takie wyznania". Ale ja przeszłam wiele w życiu, niż komuś się wydaje. Narazie, nie będę pisać CO, bo to osobiste sprawy, ale kiedyś napewno Wam napiszę. Ale dzisiaj nie o tym.
Chyba wszystko już napisałam.
MASSIVE THANK YOU!
Jeszcze raz to powtórzę:
Kocham Was,
Victoria xx.

piątek, 20 lipca 2012

Rozdział XX


  Przez kilka następnych dni Harry nie pojawił się w szpitalu ani razu. Nie czułam się z tym dobrze. bo wiedziałam, że go zraniłam. Nie chciałam, żeby się obwiniał. Naprawdę. Wyglądało na to, że bardzo wiele dla niego znaczyłam. A ja to po prostu zepsułam. Jestem okropna. Ale przecież specjalnie wszystkiego nie zapomniałam. Tak się przecież nie da.
A właśnie. Amnezja. Pieprzona amnezja.
  Przez tych kilka pustych dni dowiedziałam się dokładnie, co mnie tu sprowadziło.
"Amnezja spowodowana wstrząsem mózgu, który spowodowany był powielanymi uderzeniami jakimś twardym przedmiotem w głowę. Do tego złamanie otwarte lewej nogi. Podwójne. Jedno kości udowej, drugie piszczelowej".
Taką diagnozę usłyszałam dzień po wizycie Harry'ego, od Alexandry - stażystki, która się mną zajmowała.
Lexi była drobną, jasną szatynką lub ciemną blondynką, zależy jak kto spojrzy, która zawsze starała się uśmiechać. Od razu ją polubiłam. Zapewniała mi towarzystwo wtedy, kiedy Annie i Elle były w szkole.
-Miałaś szczęście. - powiedziała mi pokazując zdjęcia rentgenowsie mojej nogi. - To tak zwane złamania proste, jakby przeciąć kość siekierą. To dobrze. Takie złamania zrastają się szybko i bez komplikacji. - spojrzała się na mnie, by zobaczyć czy rozumiem. Kiwnęłam głową, bo w dziecińtwie często bywałam na ostrym dyżurze. - Ale i tak nie obejdzie się bez rehabilitacji, jeżeli nie chcesz poruszać się na wózku. Ale zaczną się one dopiero, gdy noga się zrośnie, zyli jak będziesz już w domu. Rany na głowie już kończą się goić. Ale siniaki nadal są widoczne.
-Jeej. Pewnie wyglądam, jak siedem nieszczęść. - syknęłam, bo szwy w tyle głowy mnie zapiekły. - Lepiej nie będę się przeglądać w lustrze.
Lexi cicho zachichotała.
-Cały efekt dopełnia ten smutny grymas na twojej twarzy. Coś cię gryzie? - zapytała się troskliwie.
Poczułam, ze łatwo się z nią zaprzyjaźnię.
Nie prostestowałam i już po chwili opowiadałam jej wszystko.
       *      *     *
  Od tamtej pory minął tydzień. Znałam już Lexi całkowicie.
Była przemiłą dziewczyną, której największą przyjemność dawało pomaganie ludziom. Miała tyle samo lat co ja i w przyszłości chciałaby być chirurgiem lub rehabilitantką, dlatego zgłosiła się do wolonariatu i trafiła tutaj. Lekarze od razu zauważyli jej potencjał i zaproponowali staż.

  Harry nadal się nie pojawiał. Smuciło mnie to, ale humor poprawiali mi inni goście.
Moja siostra Mary, która pracowała tu w recepcji, zjawiała się w każdej wolenej chwili podczas pracy oraz po niej.  Znalazła nowe mieszkanie w centrum Londynu i chciała, żebym po wyjściu ze szpitala zamieszkała u niej. Ale, jak podkreśliła, "wybór należy do mnie, bo jestem już dorosła".
Oczywiście, propozycji było więcej.
Od Annie, która mieszkała z rodzicami i młodszym bratem. Ale choć ją uwielbiałam, wiedziałam, ze dla takiej osoby, która zawsze jest w ruchu, ktoś kto musi mieć zapewnione rehabilitacje, byłby ciężarem.
Nawet Lexi, która wiedziała, ze nie mam gdzie się podziać, ponieważ moi rodzice zmarli, a mój dom został sprzedany, proponowała mi swoje mieszkanie.
Lecz do tej pory zdecydowałam się na mieszkanie z Ellie.
Miała ona mieszkanie na przedmieściach. Na pierwszym piętrze, dwa pokoje plus kuchnia, łazienka i salon. Dotychczas dodatkowy pokój służył jej za pracownię, gdzie malowała i przechowywała swoje obrazy, ale jak wczoraj mnie poinformowała "zrobiła już tam porządek".
Jej propozycja wydawała mi się najlepsza, bo Elle byłą skromną dziewczyną, dla której przyjaciele byli najważniejsi. Wiedziała też jak się czuję, bo ona także straciła rodziców, ale kiedy była czterolatką. Od roku mieszka sama, ale wcześniej zajmowała się nią babcia.
  Odwiedzała mnie także czwórka chłopaków. Jak się dowiedziałam, razem z Harry'm tworzyli zespół - ulubiony boyband Annie.
Louis - szalony wesołek, który zawsze potrafił poprawić mi humor, chłopak Ellie. Zayn - cichy, ciemnowłosy chłopak, który świata nie widział poza An. Liam - najdojrzalszy z nich wszystkich, zapatrzony w swoją dziewczynę Danielle, która kiedy akurat była w Londynie, także mnie odwiedzała, ale także chłopak potrafiący doradzić w każdej sytuacji, prawdziwy przyjaciel. No i ukochany, wiecznie głodny blondasek, który potrafił gadać bez przerwy, bez względu na to, czy ktoś go słucha. Temu ostatniemu wyraźnie wpadła w oko Lexi, z wzajemnością.
No i o wilku mowa. Jak na zawołanie, banda rozwrzeszczanych dużych dzieci, właśnie wpadła do mojego pokoju.
-Cześć, chłopaki. - przywitałam się, próbując podnieść się do pozycji siedzącej, żeby lepiej mi się rozmawiało.
-Cześć, Nadine! - odpowiedzieli zgodnym chórkiem, po czym po chwili wybuchnęli śmiechem.
-Gdzie Lexi? - zapytał Niall, rozglądając się po pokoju.
-Ekhem. - odchrząknęłam. - Niall, mam wrażenie, ze przychodzisz tu nie ze względu na mnie, ale na pewną stażystkę. - udałam obrażoną, ale dałam za wygraną i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Nie... No, bo... Nie. Tylko zawsze, kiedy cię odwiedzamy, to tu jest, więc... - zaczął się jąkać, a po chwili na jego policzkach zagościły dwa wielkie rumieńce.
-Dobra, Niall. Przestań się tłumaczyć, bo to i tak bez sensu. - odezwał się Louis. - Lepiej idź coś zjeść, to ci się humor poprawi. - dodał, na co wszyscy wybuchnęliśmy gromkim smiechem, a Horanek zalał się jeszcze większym rumieńcem, lecz nie protestował, tylko wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Daję dychę, że wróci z Lexi. - obstawił Zayn.
-Ja to słyszę! - usłyszeliśmy Nialler'a, który wystawił głowę przez drzwi i pokazał Zayn'owi język. - Jedno słowo, a pożegnasz się ze swoim żelem, Panie "Nie Zepsuj Moje Fryzurki". - wyszczerzył się i już go nie było.
-O, nie! Pożałujesz! - odparł Zayn i rzucił się biegiem za głodomorkiem.
I jak tu ich nie kochać, ja się pytam?

-------------------------------
Cześć, kochani!
TAK, wiem, rozdział miał być wczoraj, bo było 8 komentarzy. Ale wena pojawiła się dopiero wczoraj, kiedy miałam iść już spać i skończyłam go pisać o drugiej w nocy. Nie chciało mi się włączać komputera, więc pisałam w zeszycie i teraz dopiero przepisałam.
Jak widać, wprowadziłam do opowiadania nową bohaterkę. Jej opis macie pod tą notką.
Następny rozdział dodam w niedzielę, albo w poniedziałek, bo jadę na weekand do kuzynostwa.
/V. xx
Alexandra Parker - osiemnastolatka, kochająca zwierzęta. Nienawidzi swojego imienia, dlatego każe wszystkim używać skrótu "Lexi". Uwielbia pomagać ludziom. Pracuje jako stażystka w szpitalu, gdzie poznaje Nadine, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Zawsze uśmiechnięta.

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział XIX


I nagle sen stał się jawą.
Głos chłopaka, która właśnie wyszedł w poszukiwaniu lekarza rozchodził się echem po moje głowie.
Nadine! Nadine!
Wołał kogoś? A... A może to do mnie? Ale ja przecież miałam na imię... No właśnie. JAK miałam na imię? Takie rzeczy TRZEBA pamiętać!
Gdzie ja jestem? W szpitalu. Zorientowałam się.
Ale skąd ja się tu wzięłam?
Dlaczego?
  Teraz kiedy czułam już swoje kończyny, gwałtownym ruchem spróbowałam się podnieść. Niestety uniemożliwiło mi ten ruch kilka rurek i igieł powbijanych w moje ręce. Brr. Nie nawidzę igieł. Okropne uczucie.
Ponownie spróbowałam usiąść, tak żeby o nic nie zachaczyć i żeby nic mnie nie bolało. Ta próba także zawiodła.
Postanowiłam opaść luźno na poduszkę i "przeszukać" pamięć w poszukiwaniu jakiś wspomnień.
Pamiętam, jak na początku tego roku złamałam na lekcji wf-u złamałam nogę.
I kiedy na siedemnaste urodziny dostałam nową lustrzankę.
Potem wakacje... Co robiłam w wakacje? Nie pamiętam. Może gdzieś wyjechałam?
A później? Nic. Obraz się zamazuje. Nic sobie nie przypominam.
Jaki jest teraz miesiąc? - zadałam sobie pytanie w myślach. Hmm... Nie wiem.
Pora roku?
Nic.
-Nie! Tak NIE MOŻE BYĆ! - krzyknęłam ze złości. Na końcu zdania głos mi się załamał. Przecież nie mogłam niczego zapomnieć!
  W tym momencie do sali wszedł jakiś lekarz z zielonookim chłopakiem.
-Widzę, że się wybudziłaś. - stwierdził lekarz z (przylepionym) serdecznym uśmiechem. Spojrzałam na jego kitel. Miał identyfikator. doktor John Fields - przeczytałam.
-Wy-wybudziłam? - wydukałam.
-Tak. Byłaś ponad dwa tygodnie w śpiączce. - odparł podchodząc do oparcia łóżka i ściągnął z niego jakąś tabliczkę. - Dokładnie dzisiaj przypada osiemnasty dzień odkąd tu leżysz.
C-co? W śpiączce? Ja? Dlaczego? - chciałam zapytać, ale głos ugrzązł mi w gardle.
  Nie wiedziałam od czego zapada się w śpiączkę, ale czytałam kiedyś, że czasami skutkiem może być amnezja - zanik pamięci. To wytłumaczałoby dlaczego mam takie luki w pamięci.
Jedyne co udało mi się wydusić to:
-Co takiedo się stało? Dlaczego tu leżę? - spojrzałam błagalnym wzrokiem na obydwóch.
Dlaczego błagalnym?
Bo to okropne uczucie, kiedy nie ma się świadomości kim się jest i nie pamięta się ostatnich wydarzeń.
-To już wytłumaczy ci Harry. - wskazał dłonią na chłopaka, który właśnie usiadł na krzesełku obok łóżka. - A ja tymczasem pójdę po następną dawkę witamin, tym razem doustną, i zawołam pielęgniarkę, żeby zmieniła ci opatrunek.
I wyszedł.
  Chłopak widząc, ze lekarza już nie ma, złapał mnie za rękę i zaczął swój monolog.
-Nadine. Proszę, powiedz że wszystko pamiętasz. Ja im nie wierzę. Ty musisz wszystko pamiętać. Ta amnezja to jakaś bujda! Przecież ot tak! byś wszystkiego nie zapomniała! Proszę, powiedz że nie mają racji, ze wszystko pamiętasz... - spuścił wzrok czekając na moją odpowiedź.
Lecz ja nie wiedziałam co mu powiedzieć.
Mogłam go po prostu spławić. Mogłam odpowiedzieć, że nic nie pamiętam i wyrwać dłoń z jego dłoni.
Ale widziałam jak on cierpi. Tęsknotę w jego oczach można było zobaczyć z odległości kilkuset metrów.
Szalę przepełniła pojedyńcza łza, która właśnie spływała po jego policzku, więc wyszeptałam tylko:
-Przepraszam. - podniosłam palcem jego prodę, aby spojrzał mi w oczy i dodałam: Cokolwiek zrobiłam, przepraszam. I proszę cię, nie płacz. Nie chcę, abyś cierpiał, kimkolwiek dla mnie byłeś, i kimkolwiek dla ciebie jestem. Wiem, że cię znałam i wiem, że stanowiliśmy dla siebie coś wyjątkowo ważnego. - mówiłam dalej, ale mi przerwał.
-Ale ty nie masz za co przepraszać! To JA wszystko schrzaniłem, i to właśnie JA za wszystko odpowiadam. Nawet nie wiesz jak się czuję. Nikt nie wie. Mogłem cię nie zabierać na ten pieprzony koncert. Siedzielibyśmy teraz w domu, na kanapie przed telewizorem i... Mogłem... - teraz już nie krył się ze swoimi emocjami. Łzy skapywały z jego policzka, kropelka po kropelce.
Ale to nic dziwnego. Ja też po cichu szlochałam.
  Jego cierpienie było moim cierpieniem. Czułam jakąś niewidzialną tajemniczą więź nas łączącą.
-Nie obwiniaj się. Proszę! Cokolwiek się stało, to nie twoja wina, rozumiesz? - spróbowałam spojrzeć mu w oczy, żeby potwierdzić swoje zdanie, ale uciekał wzrokiem. - Spójrz na mnie. Słyszysz? Może cię tak dobrze nie znam, ale wiem. Wiem, że nie jesteś człowiekiem zdolnym do czegoś... czegoś złego. - nie miałam pojęcia skąd wzięło mi się to ostatnie zdanie.
Pewnie dlatego, ze chłopak się już dłużej nie krył i kiedy spojrzało mu się w oczy można było zobaczyć jego duszę. A widać było, że on jest po prostu... dobry. Sympatyczny chłopak, który już na zawsze pozostanie dużym dzieckiem, ale potrafiący zachować się powaznie, w sytuacjach tego wymagających.
-Skąd wiesz? Ty nawet nic nie pamiętasz! - teraz smutek przerodził się w złość. - Nie pamiętasz mnie! Pewnie jak cię stąd wypuszczą, wrócisz do jakiegoś palanta i całkowicie o mnie zapomnisz! Zapomnisz o swoich przyjaciołach... Pamiętasz Ellie? - wstał i chodził w tę i z powrotem. - Tak. Na pewno pamiętasz. A An? Też. Widzę to. Bo kiedy wymawiam ich imiona, nie pojawia się na twojej twarzy taki znak zapytania, jak wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłaś mnie po przebudzeniu. - podszedł do krzesła i je kopnął. - Tylko MNIE nie pamiętasz! No pięknie! - wykrzyknął i nie dając mi szansy na odpowiedź, wyszedł.
  Chciałam tyle mu powiedzieć... Wytłumaczyć... Ale nie mogłam. Hmm... A raczej nie potrafiłam.
Po "przemówieniu" Harry'ego, nie pozostało mi nic. Jedyne czego teraz pragnęłam, to dać upust łzom.
Tak bardzo chciałam go pocieszyć. Był taki smutny, taki załamany...
I coś jeszcze... A tak.
Najważniejsze.
Był tak okropnie samotny.
          *   *   *
Kiedy po upłynięciu pół godziny do mojego pokoju weszły Annie i Elle, nadal szlochalam.
  Pierwsza podeszła Ellie. Znała mnie od momentu mojego urodzenia, więc żeby się zrozumieć nie musiałyśmy nic mówić. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie w (w moim przypadku zapłakane) oczy. Od razu mnie przytuliła, a ja zaczęłam płakać w jej włosy.
-Cśś... Nie płacz już, no. - uścisnęła mnie delikatnie i usiadła na krześle, które wiało pustką, od kiedy Harry wyszedł.
-Czemu płaczesz? - zapytała Annie, przysuwając sobie krzesło i usiadła po mojej drugiej stronie.
-Ja... Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu rozmawiałam z Harry'm i... On był taki smutny i samotny. I to przeze mnie. - spuściłam wzrok, a wmoich oczach po raz kolejny dziś zalśniły łzy.
-Właśnie, co mu jest? Dzwonił po nas i mówił, ze się wybudziłaś, ale miał jakiś dziwny głos... Myślałam, ze go tu zastaniemy. - nie dając mi dojść do głosu, gadatliwa Annie ciagnęła dalej. - Wyszedł do toalety, czy coś?
  Spojrzałam niepewnie na Ellie, która także wyczekiwała na odpowiedź.
-On... Poszedł do domu. Chyba. Nie wiem. Chyba się na mnie zezłościł. Nie mam pjecia.
-To u niego częste, przecież wiesz. - An spojrzała na mnie wyczekująco. - Czekaj, czekaj. Ty WIESZ, prawda?
Spuściłam wzrok i oparłam brodę o tors. Pokręciłam głową zaprzeczając.
Pierwsza oddezwała się Ellie.
-A więc to nie bzdura z tą całą amnezją. - zamyśliła się.
Nie mogłam zdobyć się na żadne słowo, było mi wstyd, więc tylko pokiwałam głową.
-Ty naprawdę go nie pamiętasz.

----------------------------
no, heej!
więc, było około 10 komentarzy, więc
dodaję rozdział. może trochę późno, ale
terminu się trzymam .;)
no wiec, nawet jeżeli nie byłoby tych
komentarzy, to i tak dodałabym ten rozdział,
bo znalazłam moje prywatne źródło weny,
czyli hearbata z miodem .;P
podczas pisania tego rozdziału, nie
odrywałam się od komputera, no chyba,
że po kolejną dolewkę. doszło do ośmiu
herbat . ;P
hahahha . : D
śmiejcie się, śmiejcie, ale to prawda.
no więc.
wielu z Was twierdzi, ze mam, zacytuję:
"talent".
ale kochani! gdybym miała talent już dawno
wydałabym książkę! hahha . żarcik . :D
to tyle na dzisiaj, liczę na komentarze
z waszej strony i propozycje lub reakcje.
oczywiście piszcie co Wam się podoba
lub odwrotnie, co Wam nie odpowiada.
okeej, jeżeli będzie 7-8 komentarzy, do jutra
wieczorem, dodaję rozdział pojutrze . ;)
+ zauważyłam , że pojawiło się kilku
Anonimowych, więc komunikat do Was:
podpisujcie się!
dzięki za wszystko,
Victoria xx .

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział XVIII


[MUSIC]


I znowu ten głęboki ból.
Roznosił się po mojej całej głowie niczym tuziny os. Męczył mnie już od kilku godzin, lecz pod wpływem czasu, zamiast mnie opuścić, nasilał się z minuty na minutę, z sekundy na sekundę.
Gdybym mogła, krzyczałabym i wiła z powodu cierpień. Ale nawet na TO nie miałam siły, życie ulatywało z mojego ciała z przemęczenia i zagłodzenia.
I nawet krzyk w niczym by nie pomógł, bo znajdowałam się zdala od cywilizacji. 
Wiedziałam też, że jeżeli to zrobię, mój ból nasili się jescze bardziej, dlatego że Veronica znajdowała się w "pokoju". Teraz pisała coś w swoim pamiętniku, ale co kilka minut czułam na sobie jej przeszywający wzrok. Prędzej czy później, napewno znowu się zorientuje, że już nie śpię i po raz kolejny mnie odurzy lub uderzy, czy cokolwiek co mi notorycznie robiła od kilku dni.
Postanowiłam uledz zmęczeniu i już po chwili znajdowałam się w objęciach Morfeusza.
Ten sen prześladował mnie za każdym razem, kiedy śniłam, od momentu "porwania".


     Tym razem dziewczyna znajdowała się w szpitalnym pokoju.
  Uderzyła w nią  fala smutku. Czułą, że jest ktoś kogo potrzebuje 
  i kocha z wzajemnością, ale utraciła tą osobę bezpowrotnie.
  Smutek, tęsknota i przygnębienia. Czułą, że mogłaby się rozpłakać, 
  ale coś ją zatrzymywało.
   Przy jej łóżku siedział znajomy chłopak. Chociaż kojarzyła skądś
  te hipnotyzujące zielone oczy i burzę brązowych loczków, za nic 
  w świecie nie mogła przypomnieć sobie jego imienia.
  Chłopak ubrany był w dżinsy w białą bluzkę na krótki rękaw 
  z dekoltem w serek.
  Każda dziewczyna stwierdziłaby, że jest przystojny, gdyby nie te
  zapuchnięte od płaczu oczy i fioletowe kręgi pod oczami spowodowane 
  zapewne kilkoma nieprzespanymi nocami.
  Lecz nie to było jej teraz w głowie. Czuła ogromny ból w tyle głowy i dolnej 
  części lewej nogi.
  Chciała coś powiedzieć, lecz była zbyt zmęczona. Nie, nie chciało jej
  się spać, mogłaby wręcz góry przenosić, gdyby nie to, że nie czuła 
  żadnej części ciała.
  Spróbowała poruszyć ręką. To samo. Jak po paraliżu.
  Ta bezsilność była nie do wytrzymania.
  Jedyne na co "pozwalało" jej ciało, to płytkie wdechy i wydechy oraz
  mruganie.
  Nie mogła na niczym się skupić, wzrok co chwilę błądził w stronę 
  Tajemniczego Chłopaka. Nieznajomy patrzył z czułością, ale też 
  wielkim zmęczeniem na jej rękę, którą trzymał.
  W tym momencie coś poczuła.
  Delikatne mrowienie i ciepło wewnątrz dłoni, czule obejmowanej
  przez chłopaka.
   Nareszcie bąbelki tlenu zdołały ułożyć się na jej języku i powolnie 
  powiedziała:
    -Kim... kim jesteś...? - nie mogła nic więcej wykrztusić, te trzy słowa
  ją wyczerpały.
  Chłopak spostrzegł, iż dziewczyna się wybudziła.
    -Nadine! - wykrzyknął, a jego oczy zalśniły radosnym blaskiem.
  "Nadine? Jaka Nadine?"


-----------------------------------------------


KOCHANI, PRZEPRASZAM, ŻE TAKI KRÓTKI,
ALE SKRÓCIŁAM GO DLATEGO, ŻEBY NASTĘPNY 
BYŁ O WIELE DŁUŻSZY NIŻ INNE.


dziękuję Wam pięknie, za przemiłe komentarze pod 
poprzednim rozdziałem, kiedy je czytam, robi mi się
tak ciepło na sercu, że mam ochotę zabrać się do dalszego 
pisania . ;)
no i oczywiście dzięki wielkie za ponad 3000 wyświetleń!
jeżeli się postaracie, czyli do jutra będzie pod rozdziałem 
jakieś 6-7 komentarzy, to następny rozdział ukaże się już
jutro albo pojutrze . ;)


+ jeżeli macie Twitter'a i chcecie, abym informowała Was
o nowych rozdziałach, piszcie w komentarzach swoje 
linki/nicki . mój znajdziecie w podstronie "Kontakt" . 


okeej, to tyle na dziś, miłych wakacji,
Victoria xx.

środa, 4 lipca 2012

Rozdział XVII

[MUSIC]


Czuliście kiedyś coś takiego, jak na ckliwych filmach, kiedy dwie kochające osoby są rozłączane?
I to nie w przenośni. Tak naprawdę.
Siłą.
   I pewnie myślicie, że to tylko na ekranie takie rzeczy się zdarzają. Płacz. Krzyki. Rozpacz.
Do tej pory, ja też tak myślałem.
Że to fikcja.
Ale to nie prawda.
Bo takie chwile wydarzają się w prawdziwym życiu, codziennie.


   Kto by pomyślał, że emocje człowieka potrafią zmienić się dosłownie w dwie godziny, o pełne 180 stopni.
Kiedy myślimy, że sprawy potoczą się zupełnie inaczej i dojdzie do happy end'u, nagle bam! - i zdaje nam się, że świat się zakończył i nie mamy już po co, a co najważniejsze - DLA KOGO! żyć.
Takie rzeczy też można spotkać.


   I właśnie dlatego tak bardzo niepokoiłem się o Nadine. Bo byłą najważniejszą osobą w moim życiu. A bez kogoś, do kogo można zwrócić się w każdej chwili, i kto swoim istnieniem zapewnia nas, że jesteśmy kochani, nie można normalnie (ha! WCALE) funkcjonować.


   Droga do miejsca gdzie prawdopodobnie - OBY - znajdowała się Nadine zajęła nam około godziny.
Mówiąc nam mam na myśli mnie, Annie, Ellie i chłopaków - każdy chciał jak najszybciej utulić ją do siebie i nie martwić się o to, czy jest bezpieczna.
   Namierzyli telefon Nad na obrzeżach Londynu, przy jakiejś drodze, w lesie.
Policjanci chcieli, abyśmy zostali w domu, a oni wszystkim się zajęli, czyli dokładnie jej poszukali, ale nikt nie wytrzymywał tego napięcia.
Więc pojechaliśmy wszyscy. Ja, Louis, Elizabeth i Niall moim samochodem, a Annie, Liam i Zayn samochodem Liam'a, wszyscy podążając za trzema radiowozami.
   Kiedy wyjechaliśmy z miasta, skierowaliśmy się na zachód. Po około czterech kilometrach samochody przed nami skręciły na lewą stronę, po której wśród drzew i gąszczy znajdowała się wąska, kamienna dróżka.
Przez cały czas nikt się nie odezwał ani jednym słowem, słychać było tylko silnik samochodu i nasze niespokojne oddechy. Teraz wszystko zamarło. Każdy wstrzymał oddech, bo an skraju drogi, przed wiekowym drzewem leżała torba.
Ale nie jakaś torba, tylko torebka Nadine, którą miała w dniu, kiedy zaginęła!
Szybko zatrzymałem samochód. Pozostali zrobili to samo.
-To jej torba! - krzyknąłem w stronę wysiadających z radiowozów policjantów.
I wtedy rozległ się chaos.
-Musi gdzieś tu być! - krzyknął do pozostałych komisarz Santini.
-Zadzwońcie po posiłki! - wrzasnął któryś z policjantów.
-Nadine! Nadine! Nad!
Teraz nawoływali już wszyscy. Ja sam, ruszyłem w stronę czarnej, pikowanej torby. Uklęknąłem.
Otworzyłem ją i pierwszą rzeczą, którą ujrzałem, były Jej perfumy.
Szybko spryskałem nimi powietrze i przypomniała mi się Nadine. Jej szczery uśmiech, tajemniczy, łobuzerski błysk w oku, kiedy miała jakiś szalony pomysł.
Poczułem jej obecność, ponieważ tego zapachu używała zawsze.
Odruchowo się odwróciłem, by zobaczyć, czy może jej nie ma.
Za mną stała jedynie Annie, która też chciała dostać się do własności najlepszej przyjaciółki, którą znała od dzieciństwa.
Jej oczy były zamglone, jak gdyby też to wyczuła.
-Harry? - odezwała się po chwili.
Otrząsnąłem się, jak po głębokim snie, gdy człowiek się przebudzi.
-Tak? - odwróciłem się i nadal wpatrywałem się w torbę.
-Co zrobiłbyś, gdyby Nadine się... - urwała, bo przerwał jej dochodzący z za jej pleców niski baryton komisarza Charles'a Santini'ego:
-Proszę się stąd odsunąć! To dowód, prawdopodomnine znajdują się na nim odciski palców sprawcy. - wypuściłem dowód z rąk i gwałtownie się podniosłem. - Ktoś z Was tego dotykał?
-Tak, ja. Po prostu... - nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa,a nawet jeślibym je posiadał, nie wydusiłbym z siebie żadnego wytłumaczenia.
- Nie ważne. Przyślijcie mi tu kogoś, zeby sfotografował dowód! - zawołał do jednego z radiowozów. - A wy, dzieciaki, zmykajcie do samochodu, jeżeli chcecie jescze tu być.
Zgodnie, bez wykłocania się, udaliśmy się do przyjaciół.
-A! I, Harry! - zatrzymał mnie. - Masz może przy sobie jakieś ubranie Nadine? Skoro dojechaliśmy już tutaj, to w okolicy możemy ją znaleźć, więc weźmiemy psa, aby mógł coś wytropić. Jeśli nie, to zabierzemy coś z tej torby, ale ubranie byłoby lepsze.
Hmm... Coś znajdę. - skierowałem się do samochodu. W bagażniku znalezłem karton z ciuchami, które zabraliśmy ostatnio z jej stargo domu. Wybrałem znoszony T-shirt z pacyfką, ponieważ dużo razy w nim chodziła i został tam jej zapach, czy co tam się liczy do tropienia. Podałem mu Santini'emu.
-Nie martw się. My ją znajdziemy. Obiecuję ci to. - powiedział poklepując mnie po ramieniu.
  Podeszłem do samochodu Liam'a gdzie stał jego właściciel, Zayn z Annie, Lou z Elle i Niall'em.
-Musimy czekać. - powiedziałem odpowiadając na ich wyczekujące spojrzenia.
-Mam już dość tego czekania! - wykrzyknął Louis, na co Elizabeth zaczęła go uspokajać. - Mam wrażenie, że minęły trzy lata, a nie trzy dni... - spuścił wzrok.
-Nie tylko ty... - dodał Niall. - Kto tylko ją pozna, od razu pokochuje bezpowrotnie. A jescze bardziej to, jak gotuje...
-Niall. - zkarcił go Liam.
-No co...? Taka prawda... Ja przynajmniej nie chodzę ciągle przybity.
-Niall zamknij tą swoją wygłodniałą paszczę. - mimo panującej atmosfery, nikt nie potrafił nie uśmiechnąć się na te słowa.
- No dobra, dobra... - zaczął cos mamrotać pod nosem, co wyglądało na: głodzą człowieka na śmierć i jescze narzekają.
-Czy mi się wydaje czy coś usłyszłem? - drocząc sie z surową miną, kontynuował Daddy.
  Cisza.
Przez kilka minut trwaliśmy w ciszy. kiedy nagle rozległ się czyiś głos:
-Pies złapał trop!

-------------------------------------------
siemka, ludki!

nareszcie jest siedemnasty rozdział!
no tak. obiecywałam rozdział za kilka dni, a tu bam! - i "troszkę" się spóźniłam .;P
ale kiedy mam wolny czas, przebywam na tzw. świeżym powietrzu,
i trochę żal mi zejść ze słoneczka.
ale wczoraj naszła mnie wena (to chyba przez to, że była zła pogoda xD) i coś naskrobałam.

napiszcie czy wam się podobał, bo nie wiem czy ciągnąć jeszcze ten wątek dłuuugo,
czy szybko zakończyć i zacząć jakiś inny (ja osobiście wolałabym to pierwsze, bo nie mam
pomysłu na coś innego).

niedługo skończę pisać tego bloga, dojdę do jakichś 30 - paru rozdziałów
i zacznę pisać nowego, tym razem chyba nie o One Direction, tylko
o zwykłej nastolatce ALBO fantasy. ;)

jak tam wakacje? wyjeżdżacie gdzieś?
ja w piątek wyjeżdżam na kilka dni do kuzynostwa, więc następny rozdział ukaże się dopiero
w następny tygodniu .

no i oczywiście: dziękuję wszystkim za przemiłe komentarze pod rozdziałami, wyświetlenia bloga, i obserwowanie!
cześć, cześć !  - Victoria x .

środa, 27 czerwca 2012

Ogłoszenie ;3

Kochani, będę dodawała podstronę, z blogami , które polecam ;)
Więc piszcie w komentarzach linki do swoich blogów!
 Victoria . ;D

+ przepraszam, że nie dodaję nowego rozdziału, ale chcę go dopracować idealnie, bo niedługo chyba zakończę pisanie TEGO bloga, ale nie martwcie się, będę pisać inne opowiadanie! ;)

piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział XVI


Obudziłam się z uczuciem, jakbym spała parę dni, bez przerwy.
  Kiedy próbowałam się przeciągnąć ręką natrafiłam na coś twardego.
Hmm... To dziwne. W moim pokoju przy łóżku mam po obu stronach szafki nocne. Coś tu nie gra...
Otworzyłam oczy.
  Pomyliłam się, myśląc, że po przebudzeniu zobaczę tak znane mi ściany z powieszonymi na nich zdjęciami mojego autorstwa. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam był grewnany dach. Niecodzienny widok w Londynie. Właśnie, Londyn... Gdzie się znajdowałam?
Zorientowałam się, że przebywam w jakiejś starej szopie. Nie pamiętałam, żebym tu przychodziła.
Nie pamiętałam też co robiłam poprzedniego - ha! któregokolwiek - dnia.
Odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej. Od razu pożałowałam tego ruchu, ponieważ poczułam okropny ból w tyle głowy.
Rozejrzałam się po wnętrzu. Okazało się, że prowizoryczne "łóżko" stanowił stary, podarty koc. Ale widać było, że zasięgła tu ludzka ręka, bo było tu kilka zeszytów. Postanowiłam do nich zajrzeć - może znalazłabym coś przydatnego. Po przewertowaniu kilku stron zorientowałam się, że to pamiętnik. Jego właścicielką była Veronica Macey. Przeczytałam ostatni wpis.
                                                                                   
                                                                                                                                   19 grudnia
   Drogi Pamiętniku,
zrobiłam to. Ta Nadine jest tutaj, nadal w śpiączce. Zrobiłam tak,
jak kazał mi Nathan. Namoczyłam ściereczkę tym płynem, który mi
dał i przyłożyłam jej do ust i nosa, aby zapach dostał się do płuc. Podziałało
już po kilku minutach.
Jest tu już dwa dni i nadal się nie wybudziła. Może ją zabiłam? Aż wzdryga
mnie na samą tą myśl. Ale jeśli to ma tu sciągnąć Harry'ego, jestem skłonna
posunąć się nawet do tego.
Jej telefon dzwoni co chwila. Widać, ze ktoś się o nią martwi.
Nie odbieram, jeszcze minęło za mało czasu. Ale napewno już kogoś
wynajęli, aby jej szukał. W końcu poleciała na jego kasę, nie?
Zostawię ją tu, w tej szopie. W środku lasu, oddalona od Londynu o parę
kilomentrów, nikt się nie zorientuje, że tu jest.
A jak się wybudzi, to pomyślę co zrobić. Może zadzwonię i powiem,
że ją mam.
Narazie to tyle, więcej nie piszę, bo muszę jechać do miasta.
Mam nadzieję, że ona się nie wybudzi zanim wrócę. Oby.

Zatkało mnie. Inaczej nie umiem określić tego uczucia, które mnie ogarnęło, kiedy z otwartymi ustami odkładałam zeszyt na jego poprzednie miejsce.
Czyli zostałam... porwana?
Nie... Takie rzeczy zdarzają się tylko w serialach kryminalnych.
A jednak...
Przez kilka, a może kilkanaście minutach, siedziałam na klęczkach, nie poruszając się ani o milimetr. Kiedy się "ocknęłam", zorientowałam się, ze przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech.
I był to następny błąd, ponieważ poczułam, jakby wbijano mi igły w płuca.
To pewnie przez tą substancję, którą podała mi ta Veronica. Postanowiłam brać tylko płytkie oddechy.
Nie wiedziałam, ile dni minęło od tego wpisu, ale nagle ku moim oczom padł widok na mały kalendarzyk. Nie wiedziałam, jaki dzień dzisiaj jest. Pomyślałam, o jakimś wydarzeniu, które ostatnio się wydarzyło.
-Wiem! - wykrzyknęłam sama do siebie, ale zabrzmiało to jak charkot. Był grudzień, a ja byłam ubrana tylko w bluzkę i spodnie, w szopie, w której było jakieś -5 stopni.
17 grudnia był ostatni dzień w szkoe, zaczynały się ferie zimowe. W ten sam dzień byłam na jakimś koncercie... Nie pamiętałam jakim. Nie ważne.
Ta Veronica pisała, że jestem tu dwa dni. Czyli wychodziło, że ten wpis był napisany... dziś.
                           Mam nadzieję, że ona się nie wybudzi zanim wrócę.
Twoje nadzieje prysły.
Według tego, co było napisane, przyprowadziła mnie (wmawiałam sobie, że to nie było żadne porwanie) tu po to, żeby spotkać Harry'ego. Szczerze, nie wiedziałam o kogo chodzi.
Wstałam i ruszyłam w stronę drewnianych drzwi. Wyszłam na zewnątrz.
Ogarnął mnie przeraźliwy chłód. Ale nie miałam zamiaru wracać, nie do tej szopy. Nie wiedziałam, dokąd mam iść. Ale nie musiałam już się zamartwiać, bo głos, który przerwał moje przemyślenia, rujnował wszystkie plany.
-A ty dokąd się wybierasz?


{Harry}

   Po koncercie, nigdzie nie mogliśmy znaleźć Nadine. Dziewczyny szukały w łazienkach, ja za kulisami, a chłopacy rozdzielili się i szukali wśród tłumów i pobliskich przecznic. Niestety nasze poszukiwania zdały sie na marne, ponieważ Nad nigdzie nie było.
Każdy dzwonił do niej na telefon, ale albo nie odbierała albo była poza zasięgiem. Po kilku godzinach telefon prawdopodobnie się rozładował, bo włączała się poczta głosowa.
   Minęły dwa dni.
Zero reakcji. Żadnego kontaktu.
Zawiadomiliśmy policję, ale nic narazie nie znaleźli prócz ściereczki nasączonej środkiem usypiającym, na którym było DNA Nadine. Ale to nic nie dawało. Może to już tam to leżało, a Nadine wyrzuciłą do kosza.
Oczywiście jakimś sposobem reporterzy się dowiedzieli o zaginięciu Nad i głównym tematem w gazetach była właśnie ona. Dziewczyna słynnego Harry'ego Stylesa z One Direction zaginęła! Nadine Wilson porwana! Pilnie poszukiwana Nadine Wilson...
Takie stwierdzenia pojawiały się na łamach gazet i wiadomości w telewizji już od dwóch dni. Miałem tego dosyć. Całymi dniami chodziłem podłamany, bez słowa. Nikt nie zdołał mnie pocieszyć i nikt się do tego nie zabierał, bo nic by to nie podziałało, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej pogorszyłoby całe to zajście.
Codziennie miałem nadzieję, że kiedy obudzę się rano, obok mnie będzie leżeć uśmiechnięta Nad. Tak bardzo mi jej brakowało...
-Harry! Harry! - moje przemyslenia przerwał krzyk Annie, która (tak samo jak reszta zepołu i ich dziewczyny) od zaginięcia Nadine nocowała u nas, żeby mieć informacje o poszukiwaniach. Weszła do mojego pokoju. - Harry. Tu jesteś. Mam nowe wiadomości.
-Znaleźli ją? - serce zabiło mi szybciej, na myśl, że może Nadine jest już w drodze do domu.
-Nie, jescze nie, ale... - tak szybko jak wcześniej się się ożywiłem, tak samo szybko teraz "przygasłem". - Och, Harry! Nie zamartwiaj się tak! Wysłuchaj mnie.
-Słucham.
-Dzwonił komisarz Santini. Namierzyli miejsce, z którego odzywał się ostatnio odzywał się telefon Nadine.


-----------------------------------------------------------

Weroniko, chciałaś, żebym wprowadziła bohaterkę,
o twoim imieniu, więc proszę, na życzenie jest, ale trochę
imię zmodyfikowane .xD


no, więc teraz parę informacji, które są ważne,
i warto je przeczytać ;)

przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia,
ale jestem zawalona teraz szkołą. staram się strasznie
o szóstkę z języka polskiego, od której zależy moja średnia
na koniec szkoły, piszę scenariusz na zakończenie roku
i muszę jeszcze nauczyć się na poprawę dwóch sprawdzianów
na dobrą ocenę, więc widzicie.

ostatnio też brakuje mi pomysłów, i siedzę do późna,
żeby dopisać choć dwa zdania do rozdziału, który aktualnie
piszę, przez co mało sypiam i potem przez cały dzień
chodzę jak zombie.

dziękuję wam za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem,
ale liczę na więcej. żeby nie było - nie piszę tylko dla nich,
po prostu dają mi większą motywację do pisania następnych.

jeśli sprawy potoczą się tak, jak chcę, to spodziewajcie
się następnego rozdziału po weekandzie . ;)

love you!
Victoria.