piątek, 12 października 2012

Rozdział XXVI

    {Nadine}
 
Taa... Do pokoju? No co ty nie powiesz, Nadine...
Ale do którego, hmm? No właśnie.
Cholerna amnezja.
  Po dłuższej chwili stania w bezruchu na korytarzu, postanowiłam wyjść na dwór, nad strumyk.
 Cicho, jak tylko mogłam z tymi kulami, tak aby nikt mnie nie usłyszał, zeszłam po schodach na parter. Podeszłam do drzwi, po drodze zabierając z wieszaka kurtkę. Uff... Udało...
-Naddie? A ty gdzie się wybierasz? Jest już 20.
...się, prawie.
 Liam pojawił się w holu. No, oczywiście "Tatuś" musi mnie pilnować?! W środku wszystko się we mnie gotowało, obchodzili się ze mną, jak z dzieckiem. Udało mi się (na szczęście) zachować spokój.
-Li, przecież znam Londyn. Nie zgubię się. A po za tym, mam 18 lat.
-Ale... - nie dokończył, bo przerwała mu Mary. Ta też pewnie się będzie czepiać. Cholerna siostrzyczka.
-Daj jej spokój. Widzisz, że jest na skraju wytrzymałości psychicznej. Niech w końcu odpocznie od tego wszystkiego.
Ooo... Nie tym razem. Pudło.
Liam znowu zaczął się spierać, nie chcąc przyglądać się temu, wyszłam.
Uderzyła we mnie fala powietrza. Tak, tego własnie potrzebowałam.
Powoli krocząc dopadała  mnie fala smutku.
  Te zielone oczy... Ta iskierka nadziei w nich... I to wszystko przeze mnie. To przeze mnie  Harry się załamał, to przeze mnie żaden z chłopaków i ich dziewczyn nie ma dla siebie chwili prywatności, bo muszą mnie niańczyć.
Niekontrolowanie moje nogi poprowadziły mnie do sklepu z alkoholem. Czy tego właśnie potrzebowałam? Upicia się i bycia jak jakaś nastolatka w depresji? Kłóciły się we mnie dwie Nadine. Ta pierwsza - odpowiedzialna - zaczęła wygłaszać mi morały, co może się stać, kiedy będę pijana. Ta druga ją uciszała.
Pieprzyć odpowiedzialność.
  Otwierając drzwi zabrzęczały nade mną dzwoneczki. Myślałam, ze takie coś, to tylko w "spożywczakach", a tu BAM!
  Widzisz, nawet się jeszcze nie napiłaś, a już myślisz, jak pijana! Przyjmujesz antybiotyki, nie możesz pić! - prawiła mi kazania ta odpowiedzialna.
-Zamknij się się. - powiedziałam sama do siebie(?).
-Coś panience podać? Nie pomyliła się panienka czasem? Nie wyglądasz, jak dziewczyna, która pije. - odezwał się staruszek stojący za ladą.
Trzeba w końcu obalić mit o grzecznych dziewczynkach, prawda?
-Tak, dobrze trafiłam. Coś mocnego proszę. Bardzo mocnego.
  Już po chwili, z kilkoma butelkami w rękach, zbliżałam się do tego feralnego strumyku.

     {Harry}
   Już od kilku dni chodziłem w to miejsce. Jak każda rzecz, wywoływało we mnie smutek, ale przywoływało także walę wspomnień. Tych pozytywnych.
Mimo tego, że znajdywało się ono blisko centrum miasta, było całkowicie odseparowane od tłoku i hałasu, co sprawiało, że stawało się ono wręcz magiczne. To tutaj zobaczyłem po raz pierwszy Jej hipnotyzujące, niebieskie tęczówki. Kiedy spojrzało się zaś w jej źrenice, reszta świata przestawała istnieć. Nie można było się od nich oderwać, były jak bez dna.
   Dziś także je ujrzałem, lecz nie były takie, jak kiedyś. Tęczówki zdawały się wyblaknąć, a źrenice pokrywała zamglona "błonka". Ale nadal była piękna. Mimo tego, że jej twarz pokrywały bruzdy od blizn, nieudolnie zamaskowane makijażem, i mimo tego, że strasznie schudła i była trupio blada.
    Zbliżałem się już do tego miejsca, gdzie w ten pamiętny dzień siedziała. Był to duży, płaski kamień tuż przy brzegu. Dno było tam najgłębsze i w tamtym miejscu nie przypominał zwykłego strumyku, ale prawdziwą rzekę. Prąd był tam tak mocny, że nawet z odległości 50 m było słychać szum wody.
  Dopiero teraz zauważyłem, że ktoś stoi na głazie.
Podszedłem bliżej tak, że mogłem po sylwetce poznać, że to młoda kobieta. Skądś ją kojarzyłem, choć nadal nie ujrzałem jej twarzy. Ta kurtka i kule oparte o brzeg kamienia...
Nagle dziewczyna zaczęła płakać i krzyczeć w stronę gwieździstego nieba.
-Wszystko spieprzyłam! Wszystko. Każdy przeze mnie cierpi! Mamo, tato! Idę do Was... - dziewczyna podniosła nogę w gipsie.
Rozpoznawałem ten głos.
-Nadine! Nadine, nie skacz!

--------------------------------------------

No i macie kolejny ;)
Wiem, jest trochę smutny, ale według mnie, nawet w porządku wyszedł.
Komentujcie i piszcie co myślicie!
Do następnego ♥

/Victoria xx

niedziela, 7 października 2012

Rozdział XXV

  Nie udało się. Już na początku wszystko się wali.
Chodziliśmy wzdłuż tego strumyku, w tę i z powrotem, przez dwie godziny i nie przypomniałam sobie ani jednej  sekundy z tamtego dnia.
Teraz pewnie każdy dziwiłby się, że nie pamiętam nic z tamtego okresu czasu, ale wiem, jak dotrzeć do tego miejsca.
Po prostu, w to miejsce chodziłam zawsze, kiedy zdarzyło się coś ważnego, a skoro tego dnia zginęli moi rodzice, to logiczne, że tam byłam.
Teraz następne pytanie. Mnie także ono gnębiło.
Dlaczego akurat od tego dnia?
Lekarz  wytłumaczył mi to dopiero cztery dni po przebudzeniu.
  Istnieje kilka rodzai amnezji. Najczęściej spotykana, to amnezja całkowita. Człowiek traci wszystkie wspomnienia. Nie tylko wydarzenia, na przykład poznanie kogoś, ale także zapomina, jak się pisze, czyta. W takich przypadkach ludzie przypominają sobie wszystko dopiero po kilku latach. Drugi przypadek to amnezja częściowa, której istnieją dwie odmiany. Pierwsza to taka, w którym człowiek nie ma wspomnień wydarzeń, ale posiada podstawowe umiejętności. Pamięć odzyskuje stopniowo. Pozostała, to taki rodzaj amnezji, jaki masz ty. W tym przypadku nie pamięta się nic z pewnego okresu. Zazwyczaj ostatnim wspomnieniem jest czas przed jakimś ważnym wydarzeniem. Ale tylko nie liczni odzyskują pamięć.
  A ja naprawdę chcę ją odzyskać. Nie tylko ze względu na litość, na to, że żal mi Harry'ego.
Zycie to nie ciągły romans, nie wszystko to miłość. Bo nie można kochać, bez kawałka duszy. Ba! Nie można normalnie funkcjonować bez choćby jednej setnej duszy. Bo życie bez wspomnień, to jak życie bez kochania czegoś. Nie musi być to osoba. Niektórzy ludzie  żyją tylko po to, aby pisać lub malować. Bez względu na to, czy serce chce bliskości, która nie jest zapewniona, bez względu na ludzi. Tworzą tylko po to, żeby w ich życiu był choć jeden promyczek słońca. Będzie on wzrastał, do sporej ilości i wielkości, ale nigdy nie będzie to prawdziwe słońce. Jedynie jego złudzenie.
                                           *                     *                     *
  Ja czuję się tak teraz. Czuję coś, co ciągnie mnie do mojej połówki, nie serca, ale duszy. Bo ja i Harry byliśmy błąkającymi się złudzeniami ciał, szukających swoich dusz, które były gdzieś tam w przestrzeni, razem. I w końcu po kilkunastu latach, kiedy ich ciała dojrzały na tyle, aby się odnaleźć w postaci fizycznej, dusze się rozłączyły, aby powrócić do swoich ciał, które podczas ich nieobecności żyły jak we śnie.
Te dusze w swoich ciałach w końcu się odnalazły i połączyły w jedność na ziemi, aby przetrwać wieki.
Lecz ta błogość nie trwała długo.
Inna błąkająca się dusza postanowiła wkraść się w ich życie. Odebrała część ich świata.
I dusze już nie są razem. Chociaż wiedzą o istnieniu tej drugiej,  to coś staje im na drodze. Oddziela je niewidzialny mur, ale ich aury są tak jasne i tak potężne , że nadal się nie poddawają i żyją przebłyskiem przeszłości. Wzniecają w sobie iskierkę nadziei , która kiedyś połączy się w jeden ogień.
Wtedy nic już nie stanie na drodze do wiecznej miłości.
                                          *                       *                        *
  Tak wyglądało moje pierwsze odczucie, kiedy po długiej przerwie znowu Go zobaczyłam.
Kiedy wchodziliśmy do domu On chyba wychodził, bo się z Nim zderzyłam. Spojrzeliśmy sobie w oczy. I... znowu coś we mnie drgnęło. W tych przepełnionych bólem i smutkiem oczach, zobaczyłam iskierkę nowej miłości.
  Oczywiście byłam tak zdezorientowana , że zachowałam się, jak głupawa nastolatka i wybąkałam tylko głupie "Przepraszam" .
W dodatku się zająkałam!
Normalnie jak w jakiejś telenoweli...
Oczywiście, romanse mówią prawdę, bo takie rzeczy naprawdę dzieją się podczas jednej sekundy.
  Dalsze powitania były o wiele milsze, lecz i tak nie poprawiły mi humoru.
Bez mojej decyzji urządzono małe przyjęcie powitalne. Oprócz domowników zjawiła się także moja siostra i Annie. Ktoś przyrządził jakieś smacznie wyglądające potrawy, na które tęsknie spoglądał Niall.
-Okej Nialler, głodomorze, możesz już zacząć jeść. - powiedziałam, kiedy już wyplątałam się z tych wszystkich uścisków.
Blondynek - choć nie wiem czy nadal taki blond, bo ten kolor miał teraz już tylko na końcówkach włosów - usiadł do stołu i już po chwili słychać było tylko odgłos mlaskania i przeżuwania.
-Stary, weź, bo nie starczy dla wszystkich. - powiedział Lou do Niall'a, kiedy wszyscy siedzieliśmy już przy stole.
-"Stary", jesteś starszy ode mnie. - odgryzł się ten przeżuwający.
-Pod względem umysłu raczej nie. - dopowiedział Zayn.
  Chłopcy zaczęli się sprzeczać, a Daddy ich karcić. Nie chciało mi się ich kłótni, więc zwróciłam się ku dziewczynom.
-Dlaczego Harry wyszedł? - zapytałam An sięgając po sałatkę.
-Hmm... Jakby to powiedzieć... On chyba nie chciał cię widzieć.
Słysząc to odłożyłam miskę.
-Wiecie co? Straciłam apetyt. Pójdę już do pokoju.

---------------------------

No to mamy dwudziesty-piąty.
Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta.
Ten rozdział jest taki ponury, bo odzwierciedla moje samopoczucie od kilku dni.
Do następnego!

/Victoria ♥