Kochani, będę dodawała podstronę, z blogami , które polecam ;)
Więc piszcie w komentarzach linki do swoich blogów!
Victoria . ;D
+ przepraszam, że nie dodaję nowego rozdziału, ale chcę go dopracować idealnie, bo niedługo chyba zakończę pisanie TEGO bloga, ale nie martwcie się, będę pisać inne opowiadanie! ;)
środa, 27 czerwca 2012
piątek, 15 czerwca 2012
Rozdział XVI
Obudziłam się z uczuciem, jakbym spała parę dni, bez przerwy.
Kiedy próbowałam się przeciągnąć ręką natrafiłam na coś twardego.
Hmm... To dziwne. W moim pokoju przy łóżku mam po obu stronach szafki nocne. Coś tu nie gra...
Otworzyłam oczy.
Pomyliłam się, myśląc, że po przebudzeniu zobaczę tak znane mi ściany z powieszonymi na nich zdjęciami mojego autorstwa. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam był grewnany dach. Niecodzienny widok w Londynie. Właśnie, Londyn... Gdzie się znajdowałam?
Zorientowałam się, że przebywam w jakiejś starej szopie. Nie pamiętałam, żebym tu przychodziła.
Nie pamiętałam też co robiłam poprzedniego - ha! któregokolwiek - dnia.
Odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej. Od razu pożałowałam tego ruchu, ponieważ poczułam okropny ból w tyle głowy.
Rozejrzałam się po wnętrzu. Okazało się, że prowizoryczne "łóżko" stanowił stary, podarty koc. Ale widać było, że zasięgła tu ludzka ręka, bo było tu kilka zeszytów. Postanowiłam do nich zajrzeć - może znalazłabym coś przydatnego. Po przewertowaniu kilku stron zorientowałam się, że to pamiętnik. Jego właścicielką była Veronica Macey. Przeczytałam ostatni wpis.
19 grudnia
Drogi Pamiętniku,
zrobiłam to. Ta Nadine jest tutaj, nadal w śpiączce. Zrobiłam tak,
jak kazał mi Nathan. Namoczyłam ściereczkę tym płynem, który mi
dał i przyłożyłam jej do ust i nosa, aby zapach dostał się do płuc. Podziałało
już po kilku minutach.
Jest tu już dwa dni i nadal się nie wybudziła. Może ją zabiłam? Aż wzdryga
mnie na samą tą myśl. Ale jeśli to ma tu sciągnąć Harry'ego, jestem skłonna
posunąć się nawet do tego.
Jej telefon dzwoni co chwila. Widać, ze ktoś się o nią martwi.
Nie odbieram, jeszcze minęło za mało czasu. Ale napewno już kogoś
wynajęli, aby jej szukał. W końcu poleciała na jego kasę, nie?
Zostawię ją tu, w tej szopie. W środku lasu, oddalona od Londynu o parę
kilomentrów, nikt się nie zorientuje, że tu jest.
A jak się wybudzi, to pomyślę co zrobić. Może zadzwonię i powiem,
że ją mam.
Narazie to tyle, więcej nie piszę, bo muszę jechać do miasta.
Mam nadzieję, że ona się nie wybudzi zanim wrócę. Oby.
Zatkało mnie. Inaczej nie umiem określić tego uczucia, które mnie ogarnęło, kiedy z otwartymi ustami odkładałam zeszyt na jego poprzednie miejsce.
Czyli zostałam... porwana?
Nie... Takie rzeczy zdarzają się tylko w serialach kryminalnych.
A jednak...
Przez kilka, a może kilkanaście minutach, siedziałam na klęczkach, nie poruszając się ani o milimetr. Kiedy się "ocknęłam", zorientowałam się, ze przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech.
I był to następny błąd, ponieważ poczułam, jakby wbijano mi igły w płuca.
To pewnie przez tą substancję, którą podała mi ta Veronica. Postanowiłam brać tylko płytkie oddechy.
Nie wiedziałam, ile dni minęło od tego wpisu, ale nagle ku moim oczom padł widok na mały kalendarzyk. Nie wiedziałam, jaki dzień dzisiaj jest. Pomyślałam, o jakimś wydarzeniu, które ostatnio się wydarzyło.
-Wiem! - wykrzyknęłam sama do siebie, ale zabrzmiało to jak charkot. Był grudzień, a ja byłam ubrana tylko w bluzkę i spodnie, w szopie, w której było jakieś -5 stopni.
17 grudnia był ostatni dzień w szkoe, zaczynały się ferie zimowe. W ten sam dzień byłam na jakimś koncercie... Nie pamiętałam jakim. Nie ważne.
Ta Veronica pisała, że jestem tu dwa dni. Czyli wychodziło, że ten wpis był napisany... dziś.
Mam nadzieję, że ona się nie wybudzi zanim wrócę.
Twoje nadzieje prysły.
Według tego, co było napisane, przyprowadziła mnie (wmawiałam sobie, że to nie było żadne porwanie) tu po to, żeby spotkać Harry'ego. Szczerze, nie wiedziałam o kogo chodzi.
Wstałam i ruszyłam w stronę drewnianych drzwi. Wyszłam na zewnątrz.
Ogarnął mnie przeraźliwy chłód. Ale nie miałam zamiaru wracać, nie do tej szopy. Nie wiedziałam, dokąd mam iść. Ale nie musiałam już się zamartwiać, bo głos, który przerwał moje przemyślenia, rujnował wszystkie plany.
-A ty dokąd się wybierasz?
{Harry}
Po koncercie, nigdzie nie mogliśmy znaleźć Nadine. Dziewczyny szukały w łazienkach, ja za kulisami, a chłopacy rozdzielili się i szukali wśród tłumów i pobliskich przecznic. Niestety nasze poszukiwania zdały sie na marne, ponieważ Nad nigdzie nie było.
Każdy dzwonił do niej na telefon, ale albo nie odbierała albo była poza zasięgiem. Po kilku godzinach telefon prawdopodobnie się rozładował, bo włączała się poczta głosowa.
Minęły dwa dni.
Zero reakcji. Żadnego kontaktu.
Zawiadomiliśmy policję, ale nic narazie nie znaleźli prócz ściereczki nasączonej środkiem usypiającym, na którym było DNA Nadine. Ale to nic nie dawało. Może to już tam to leżało, a Nadine wyrzuciłą do kosza.
Oczywiście jakimś sposobem reporterzy się dowiedzieli o zaginięciu Nad i głównym tematem w gazetach była właśnie ona. Dziewczyna słynnego Harry'ego Stylesa z One Direction zaginęła! Nadine Wilson porwana! Pilnie poszukiwana Nadine Wilson...
Takie stwierdzenia pojawiały się na łamach gazet i wiadomości w telewizji już od dwóch dni. Miałem tego dosyć. Całymi dniami chodziłem podłamany, bez słowa. Nikt nie zdołał mnie pocieszyć i nikt się do tego nie zabierał, bo nic by to nie podziałało, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej pogorszyłoby całe to zajście.
Codziennie miałem nadzieję, że kiedy obudzę się rano, obok mnie będzie leżeć uśmiechnięta Nad. Tak bardzo mi jej brakowało...
-Harry! Harry! - moje przemyslenia przerwał krzyk Annie, która (tak samo jak reszta zepołu i ich dziewczyny) od zaginięcia Nadine nocowała u nas, żeby mieć informacje o poszukiwaniach. Weszła do mojego pokoju. - Harry. Tu jesteś. Mam nowe wiadomości.
-Znaleźli ją? - serce zabiło mi szybciej, na myśl, że może Nadine jest już w drodze do domu.
-Nie, jescze nie, ale... - tak szybko jak wcześniej się się ożywiłem, tak samo szybko teraz "przygasłem". - Och, Harry! Nie zamartwiaj się tak! Wysłuchaj mnie.
-Słucham.
-Dzwonił komisarz Santini. Namierzyli miejsce, z którego odzywał się ostatnio odzywał się telefon Nadine.
-----------------------------------------------------------
Weroniko, chciałaś, żebym wprowadziła bohaterkę,
o twoim imieniu, więc proszę, na życzenie jest, ale trochę
imię zmodyfikowane .xD
no, więc teraz parę informacji, które są ważne,
i warto je przeczytać ;)
przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia,
ale jestem zawalona teraz szkołą. staram się strasznie
o szóstkę z języka polskiego, od której zależy moja średnia
na koniec szkoły, piszę scenariusz na zakończenie roku
i muszę jeszcze nauczyć się na poprawę dwóch sprawdzianów
na dobrą ocenę, więc widzicie.
ostatnio też brakuje mi pomysłów, i siedzę do późna,
żeby dopisać choć dwa zdania do rozdziału, który aktualnie
piszę, przez co mało sypiam i potem przez cały dzień
chodzę jak zombie.
dziękuję wam za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem,
ale liczę na więcej. żeby nie było - nie piszę tylko dla nich,
po prostu dają mi większą motywację do pisania następnych.
jeśli sprawy potoczą się tak, jak chcę, to spodziewajcie
się następnego rozdziału po weekandzie . ;)
love you!
Victoria.
Subskrybuj:
Posty (Atom)